sobota, 30 listopada 2013

Rozdział VII

"Żyjemy tak jak śnimy-samotnie"


Wracając do przedziału, Lily starała się wyrzucić Lupina z głowy. Chciała oczyścić umysł, odzyskać spokój ducha, czy co tam jeszcze. Ale czegokolwiek by nie próbowała, huncwoci i tak wyskakiwali na pierwszy plan. Zupełnie jak w życiu; próbujesz unikać kłopotów, a tu bum! Kłopoty znajdują ciebie. I przy okazji zrzucają ci jedzenie na głowę, jak to się przydarzyło w czwartej klasie Mirandzie z Hufflepuff'u. Lily nie lubiła huncwotów. Nie żeby pałała do nich jakąś straszliwą nienawiścią. Po prostu za nimi nie przepadała. Ot, banda chłopców, ani gorszych ani – wbrew temu co sami o sobie myślą – lepszych od innych. Cały problem leżał w tym, że kiedy byli razem, wyzwalali z siebie to, co najgorsze. A tego co najgorsze, było w nich naprawdę sporo. To wywnioskowała już dawno; od tamtej pory nie zajmowała się huncwotami. Bo co innego można powiedzieć? Popularni nastolatkowie z przerostem ego? Czwórka arogantów, zdecydowanie zbyt licznie obdarzona zaletami? Tak, Lily szufladkowała rówieśników i mało ja obchodziło, że może to być „krzywdzące”. Ją też skrzywdzili i żyje prawda? Życie jest brutalne, jak nie pasuje, nikt was tu na siłę nie trzyma. A dzielenie ludzi na kategorie, pozwalało zachować jej ustalony porządek. I nikt, nikt, nie miał prawa umknąć przed osądem. Remus Lupin jednak to zrobił.

Pozory często mylą i Lily powinna to wiedzieć. Może gdyby o tym pamiętała, wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej. Ale cóż, to przecież nasze wybory, pokazują kim jesteśmy naprawdę. Nasza kochana panna Evans, jeszcze o tym nie wiedziała. Ale miała się niedługo przekonać.



***



 - Lily! - Mała, czarnowłosa osóbka rzuciła się na nią, gdy tylko przekroczyła próg przedziału.

Dziewczyna zachwiała się, ale – głównie ze względu na piórkową wagę brunetki – udało jej się zachować równowagę. Spięła się mimowolnie na tak jawne okazywanie uczuć i gwałtownym ruchem odsunęła od siebie domniemana napastniczkę. Czarnulka miała sięgające ramion, proste włosy, trójkątną twarz i ciemnoniebieskie oczy, a to wszystko kojarzyło jej się tylko z jedną osobą.

 - Cześć Em – przywitała się.

Emmelina Vance, zwana przez wszystkich po prostu Emmą, była miła, słodka i zawsze gotowa pomóc tym w potrzebie. Lily nigdy nie pytała, ale podejrzewała, że nie było w szkole ani jednej osoby, która by jej nie lubiła. No i była jedną z jej przyjaciółek w Hogwarcie. A skoro była tutaj Emmelina to...

 - Cześć, Dor... - odwróciła się w kierunku, w któym jak myślała, siedzi dziewczyna i  głos uwiązł jej w gardle.

Zamiast widoku mnóstwa kędzierzawych, brązowych loków, jakich się spodziewała, jej oczom, ukazała się blada blondynka z prostymi jak drut włosami. Evans aż usiadła z zaskoczenia. Tuż przy głowie, włosy zdawałaby się być prawie białe, a końcówki straszyły wyjątkowo neonowym odcieniem żółtego. Fryzury dopełniało morze lakieru, jaki świeżo upieczona blondynka, zużyła na włosy, żeby przypadkiem się nie kręciły. Jakoby na deser, oczy podkreślone zostały grubą czarną kredką, rozmazaną na całej górnej powiece. W tym momencie nawet ona nie potrafiła wykrzesać z siebie jakiegoś wymijającego komentarza. Więc zamiast „cześć Dorcas, jak wakacje”, powiedziała pierwszą rzecz, jaka cisnęła jej się na usta, mianowicie;

 - Coś ty z sobą zrobiła? - Słowa Lily, zadziwiająco spokojne, a nawet jakby lekko rozbawione, dało się słyszeć w powietrzu, jeszcze chwilę po tym, jak je wypowiedziała.

Meadowes tylko uniosła w odpowiedzi brwi i poprawiła się na fotelu, unosząc wyżej, najwyraźniej bardzo dumna ze swojej nowej fryzury. Która była – mówiąc eufemistycznie - bardzo oryginalna.

 - Właśnie dokonałam samorealizacji. Mój cel życiowy jest już wypełniony. Mieć platynowe włosy, które nie ruszają się kiedy ruszam głową.

Odzyskać spokój ducha. No pewnie.



***



Brooklynn Vance siedziała w przedziale sama. Nikogo to specjalnie nie dziwiło; ludzie po prostu ją mijali, nawet nie próbując się zatrzymać. Jej też już to nie dziwiło. Osamotniona siadała na posiłkach, na lekcjach, wieczory też spędzała w pokoju wspólnym, tylko w towarzystwie swoim i wybranej książki. Nie wynikało to z tego, że Brook nie lubiła ludzi, czy była nietowarzyska. Ona się po prostu bała. Kiedy przyjechała do Hogwartu po raz pierwszy, była zafascynowana. Wychowana w rodzinie półkrwi, była obeznana w pewnym stopniu z magicznym światem, ale tu było tyle ciekawych rzeczy... Duchy, nowe lekcje, mówiące obrazy, magia promieniowała z każdego zakamarka tego zamczyska, które, pomimo przytłaczających rozmiarów, sprawiało tak przyjazne wrażenie. Szybko okazało się jednak, że nie dla wszystkich jest to takie ciekawe; niektórzy z jej rówieśników, niezmiernie znudzeni lekcjami, znaleźli sobie inne zajęcia. I ona często w nich uczestniczyła.

 - Grubaska!

 - Trądzikowy potwór!

 - Jesteś żałosna, naprawdę żałosna.

 - Jak mogli wpuścić coś takiego do naszej szkoły?!

Później wszystko się zmieniło; schudła, poprawiła jej się cera, włosy stały się lśniące. A dawni prześladowcy nagle zmienili się w najlepszych przyjaciół. Jednak gdzieś wewnątrz niej, nadal siedziały stare lęki. Poczucie upokorzenia i odrzucenia, które kiedyś towarzyszyło jej codziennie, nie chciało odpuścić i nigdy nie dawało o sobie zapomnieć tak naprawdę. Przez większość dnia wszystko było dobrze; uczyła się, jadła, spała, czasem nawet udawało jej się z kimś porozmawiać. Ale strach ciągle czaił się gdzieś po powierzchnią jej skóry i przypominał o sobie w najmniej odpowiednich momentach. Gdyby ktoś ją wtedy dostrzegł, mógłby stwierdzić, że wyglądała pięknie; silnie i słabo zarazem. Jednak nikt nie patrzył. Przecież Brooklynn zawsze była sama.



***



 - No więc Glizdogon ukradnie miotły... - James spojrzał na przyjaciela, który aż zbladł na myśl o kradzieży.

- Och, wyluzuj, później oddamy. - Potter przewrócił oczami zirytowany.
Blondyn zadrżał, ale nie sprzeciwił się.
 - Łapa, odwrócisz uwagę Hagrida.

Remus siedział i patrzył jak James objaśnia ideę swojego wspaniałego planu. Jednocześnie zastanawiał się, jak to było, że zarówno Peter, jak i Syriusz, zawsze go słuchali. On zresztą też; choć pomysł przyjaciela zupełnie do niego nie przemawiała, był niezdolny do jakiegokolwiek sprzeciwu. Rogacza po prostu nie dało się nie posłuchać. Kiedy jednak brunet zwrócił się do niego poczuł... Wątpliwości? Wyrzuty sumienia? Sam nie wiedział

 - A ty, Luniu, pójdziesz razem ze mną. - Lupin zawahał się pod badawczym spojrzeniem ciemnych oczu.

To kawał, tylko kawał, próbował przekonać samego siebie. Nie robili nic złego, prawda? W końcu zebrał się na odwagę i prostując plecy, pokiwał głową. Zupełnie niepotrzebnie. Cała czwórka przecież wiedziała, że choć mogło na takie wyglądać, to nie było pytanie. James Potter nigdy nie pytał.



***



Kosmyk czarnych jak węgiel włosów, miarowo podskakiwał górę z każdym oddechem właścicielki. Długie, czarne rzęsy, rzucały cienie na zaróżowione policzki. Śpiąca Emmelina wyglądała jak aniołek. Dorcas również spała. I choć podczas snu jej włosy rozczochrały się, lakier nie pozwalał wrócić im do naturalniejszej pozycji, a kolor farby trochę Lily przerażał, nadal wyglądała całkiem dobrze. Obie dziewczyny były ładne, mądre i miłe, choć Dorcas zazwyczaj udawało się ukrywać tę cechę pod grubą warstwą snobizm i arogancji. A jednak nigdy nie nazywała ich swoimi przyjaciółkami. Przyjaciel powinien wiedzieć o tobie wszystko i Lily wiedziała naprawdę dużo o... osobach, z którymi dzieliła przedział. Emma i Dorcas nie wiedziały o niej prawie nic. I choć często usychała z tęsknoty za kimś, kto by jej współczuł, kto by o wszystkim wiedział, kto by wysłuchał, to nie zamierzała o tym rozmawiać. Z nikim. Nigdy.
 
Okej, odwołuję. Poprzedni rozdział nie był zapchajdziurą, TO była zapchajdziura. W ogóle nie miałam pojęcia co napisać, daję słowo; jak kiedyś dorwę tę moją wenę to skopię ją równo. Mam nadzieję, że jednak nie dbierzecie tego tak źle, poza tym następny rozdział powiniem być lepszy. Taa, właśnie: powinien, bo jak będzie to nie wiem. No ale nie będę się już żalić. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
EDIT. No proooszę, komentujcie, to rozdział będzie szybciej ;)

11 komentarzy:

  1. Pierwsza? No jak miło :D
    Dobra, zacznijmy od błędów:
    1."Wracając do przedziału, Lily starała się Lupina z głowy." - chyba brakło Ci jakiegoś słowa
    2. "Nasza kochana panna Evans, jeszcze o tym nie wiedziała." -przecinek niepotrzebny
    3. "mianowicie;" - zamiast średnika dwukropek
    I już, więcej nie znalazłam. A więc, do rzeczy: akcji mało, to prawda, ale kurczę, nie wiem jak inni, bo to już jest kwestia tylko i wyłącznie gustu, ale ja chyba mimo wszystko wolę rozdziały tego typu, pełne krótkich scenek i przemyśleń, niż nawał akcji. Kwestia gustu, jak mówię, ale mnie ten rozdział dał bardzo dużo satysfakcji z czytania.
    Bardzo lubię Twoją Lily - wiem, że piszę Ci to za każdym razem, ale też za każdym razem jest więcej jej przemyśleń, za które naprawdę tę postać cenię. Kurczę, kreacja Lily naprawdę wychodzi Ci tu doskonale. Podtrzymuję to co powiedziałam, że ona bardzo przypomina mi moją Sigyn, taką jaką miała być w zamyśle (bo jak jest odbierane to co piszę, to nie wiem dokładnie), tylko mniej pewną siebie i bardziej stłamszoną. Ale "przyjemny" charakterek obie mają taki sam. Nie wiem, czy gdyby się spotkały, to by się dogadały, czy raczej nie znosiły ;_; Ale tak w ogóle pomijając ten fakt, to bardzo podoba mi się, albo raczej: porusza mnie jej sposób myślenia o jej krzywdach i w ogóle o całym życiu. Naprawdę to brzmi bardzo prawdziwie i nie jest przesadzone.
    W ogóle, Huncwoci z resztą też wychodzą Ci świetnie, ja na przykład raczej nie mam do nich ręki, lepiej się czuję mimo wszystko przy pisaniu o innych bohaterach, także tu już w ogóle należy Ci się ode mnie wielki komplement.
    Remus jest bardzo dobry, podtrzymuję to co napisałam pod poprzednim rozdziałem. Podobają mi się też jego przemyślenia. I to zdanie "James Potter nigdy nie pytał" już w ogóle szalenie mi się podobało - bo raz, podkreśla wrażliwość Remusa, a dwa: opisuje Jamesa w pigułce. Ładnie właśnie też pokazujesz tutaj Jamesa, jako takiego w sumie chyba odrobinę bardziej negatywnego bohatera - i dobrze, bo szczerze mówiąc, wydaje mi się, że on właśnie taki mógł być, ja nigdy za dużo zalet w nim nie widziałam, przykro mi. Co nie znaczy, że go nie lubię, bo właśnie dzięki Twojemu tekstowi bardzo go polubiłam, ale to też już wspominałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dobra, teraz reszta - Brooklynn Vance to Twoja autorska postać, prawda? Wybacz takie idiotyczne pytanie, ale ja kompletnie nie mam pamięci do nazwisk, jeśli nie pojawiają się notoryczne, a i Pottera czytałam ładne parę lat temu ostatnio, więc mógł mi umknąć fakt jej istnienia w książkach, jeśli istniała. Bo o nazwisku Vance kojarzę tylko Emmelinę właśnie. W każdym razie, ona również mi się podoba. I doskonale ją rozumiem, bo ja jestem typem takiej bardzo paranoicznej osoby i może nigdy nie byłam przez wyśmiewana ani wyobcowana tak jak ona, ale za to każde swoje niepowodzenie przeżywam okropnie i boleśnie, a potem jakiś dziwny strach przed powtórką z takiej sytuacji zostaje we mnie przez długi, długi czas - dlatego pałam sympatią do tej postaci, bo naprawdę potrafię doskonale zrozumieć jej uczucia. No, a do tego Tobie należą się gratulacje, bo prawdziwie to uchwyciłaś.
      No i Dorcas jeszcze: uśmiałam się jak koń po przeczytaniu tego, dlatego że jeszcze rok temu byłam posiadaczką długich do pasa, ufarbowanych na piękny, bez mała krwistoczerwony kolor kłaków. A potem obcięłam je i rozjaśniłam - teraz co prawda jestem posiadaczką wymarzonych, niemalże białych popielatych włosów, tak jak chciałam, ale chodzi mi o to, że zaraz po rozjaśnieniu ich miałam na głowie dokładnie to, co opisałaś jako kłaki Dorcas i pamiętam, jak czułam się jak kompletna kretynka nosząc to na głowie przez dobry miesiąc xD Także ubawiłaś mnie dodatkowo sytuacją właściwie z życia wziętą xD
      Dobra, coś czuję, że ten komentarz wyszedł mi kosmicznie długi, to może będę już kończyć. Bardzo mi się ten rozdział podobał, naprawdę. Mimo, że niewiele się dzieje. Kurczę, tak przyjemnie czyta mi się Twoje teksty, że nie mam ochoty czytać nic po skończeniu Twojego rozdziału, co by sobie efektu nie popsuć. Serio :D
      Dobra, nie marudzę już, bo wiesz na pewno, że jak zwykle jestem zachwycona. Pozostaje czekać na kolejny rozdział, a póki co biegnę pisać swój, dopóki mam pomysł - swoją drogą popadłam ostatnio w taką manię pisania, że aż nie nadążam spisywać swoich pomysłów. Jak już ruszę tyłek do kompa, oczywiście, bo z tym bywa krucho ;_;
      Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz powtórzę: z tym rozdziałem jest wszystko w najlepszym porządku :D
      Freyja
      PS. Sorry, że tak na dwa razy, ale blogspot zaczął jęczeć, że komentarz za długi ;_;

      Usuń
    2. Przyznam ci się że kiedy tylko zobaczę znaczek że hest komentarz moja pierwsza myśl to: Freyja.
      Cóż ja też lubię takie fragmenty i cała jestem wesolutka jak czytam te komentarze ^^ Ja właśnie tak Lily sobie wyobrażałam: wrodzona pewność siebie i takie wyobcowanie spowodowane przez jej przejścia. Wszystko odbierzesz dokładnie tak jak chciałam ;) Mam dokładnie to samo jak czytam o Sig i nie martw sie opisywanie jej wychodzi ci świetnie! Huncwoci też, ale chyba wszyscy się boją, że właśnie huncwoci im nie wyjdą bo ja też tak mam.
      Tak, to zdanie też mi się podoba ^^
      James też był bohaterem ale nie da się ukryć że w wieku 15-16 lat był rozpieszczony bachorem.
      Nie masz pojęcia jak się cieszę że kogoś przekonuję do moich ulubieńców :D
      Tak, Brook to moja autorska postać, jest tutaj wprowadzona jako kuzynka Emmeliny bo nie chciałam wprowadzać tak absolutnie nieznajomego nazwiska. I tutaj też jak przeczytałam że to realistyczne to sie zaczęłam do siebie głupio uśmiechać. Cóż ja też tak mam że kiedy zrobię coś głupiego to boje się że wszyscy o tym mówią i się ze mnie śmieją, Brook będzie dość ważną postacią więc cieszę się że przypadła ci do gustu.
      Dorcas taa, te jej włosy to akcencik z myślą o tobie cos w stylu Syriusza w bokserkach ;)
      Kocham twoje komentarze, zawsze mnie dowartościowują ;D
      Rozumiem cię, mnie ostatnio wzięło na pisanie na teście z matmy, a kiedy teraz próbowałam dokończyć tragedia. Nic nie wychodziło!
      Pozdrawiam i dzięki za komentarz

      Usuń
    3. Holender jasny, miałam Ci odpisać wczoraj, ale Dragon Age mi nie pozwolił ;_; Granie do trzeciej nad ranem to nie był dobry pomysł ;_;
      Ja tak strasznie lubię Twoją Lily, że aż nie mam słów, naprawdę. To jest najlepsza Lily z jaką się zetknęłam i fakt, że i Ty zwróciłaś uwagę na jej podobieństwo do Sig odbieram jako naprawdę niemały komplement :3
      Huncwoci to jest trudna kwestia do napisania. Chyba Syriusza jest najłatwiej opisać, moim zdaniem, ale to chyba kwestia tego, że z książek znamy go najlepiej. No, ale tak czy inaczej będę się rozpływać w zachwycie nad Twoim doskonale niedoskonałym Jamesem, że się tak wyrażę :D
      Brook naprawdę zaciekawia. I czuje się do niej natychmiast sympatię, a to nie jest łatwe w wypadku autorskich postaci.
      No to Ci się z Dorcas podwójnie udało, jak mówiłam xD *płaczę na wspomnienie o tych okropnych biało-żółtych kłakach, jakie musiałam nosić na głowie*
      Ha, zawsze do usług! :D Kurczę, jesteś już którąś osobą, która mi to mówi - raz nawet, na forum Hetalii, jedna dziewczyna kontynuowała fanfik (świetny, nawiasem mówiąc) po kilku miesiącach i kiedy napisała mi, że to dzięki mojemu komentarzowi to myślałam, że umrę ze szczęścia :3 Jeszcze trochę, to pomyślę, że moje komentarze są lepsze niż moje opowiadanie xD
      Zaczęłam myśleć o nowym rozdziale na słuchaniu na maturze z angielskiego - nie pytaj nawet. Czasami naprawdę nienawidzę swojego mózgu ;_; A potem przyszłam do domu i nie napisałam nic :< Biedne jest życie ludzi takich jak my, naprawdę xD

      Usuń
    4. One mi się naprawdę kojarzą ;)
      Takie aroganckie lekko zadzierające nosa choć u Lily to bardziej taka poza. I powiem Ci że te wszystkie komentarze to miód dla moich oczu (tak się w ogóle mowi?) bo chociaż coraz łatwiej mi się pisze, to nadal się boję.
      Huncwoci są naprawdę trudnym orzechem do zgryzienia i mnóstwo wysiłku wkładam w to by nie byli przerysowani. Mi twoi wydają się świetni i tacy naturalni więc to chyba kwestia samokrytycyzmu. Ale mój James mi się podoba choć na razie szykują się z nim dość niemiłe sceny, chcę pokazać jak nasz Rogaś dorasta...
      Autorskie postacie są trudne i naprawdę Cię podziwiam za to jak udało Ci się opisać twoje. Czytałam mnóstwo blogów gdzie takich postaci było od ch. i trochę a wszystkie do siebie tak podobne... Zwłaszcza jak widzę uroczą blondwlosą Ann przyjaciółkę Lily i Dorcas, dziewczynę Remusa... Grrr!
      Hihi Dorcas jeszcze się tu przewinie nie raz ze swoją żółtowłosą główką. Ja jestem naturalną jasną blondynką więc z farbą nigdy do czynienia nie miałam ale widziałam koleżanki prosto po farbowaniu z blond na czarno i... Lekki szok ale wena była xD A twoje wlosy na pewno wyglądały pięknie ;)
      Uwierz, twoje komentarze naprawdę dają kopa, ale fanfiki są jeszcze lepsze.
      Tak ja też ciągle mam tak że na lekcjach dostaję weny a potem w domu nie umiem niz wymyślić. Koszmar. Ale jak to mowi moja dobra koleżanka L. to "artyzm"

      Usuń
    5. Nie mówi się, ale co tam, ważne, że wiadomo o co chodzi - Internety mają własne zasady :D
      No fakt, chyba między nimi taka różnica, że Sig faktycznie JEST zarozumiała, bo jest rozpieszczona, ale życie jeszcze da jej kopa.
      Cieszę się, że moi Huncwoci Ci się podobają - wiesz, ja co prawda uważam Twoich za o niebo lepszych (mówię serio, to nie jest pusty komplement), bo widać, że lubisz o nich pisać i że masz na nich konkretny pomysł (a przynajmniej takie sprawiasz wrażenie). A ja nie mam - o wiele większą przyjemność sprawia mi pisanie o innych bohaterach, jak o takim Rosierze na przykład (którego, chyba już mówiłam, będzie jakoś od 11 rozdziału dużo) - po prostu w mojej głowie tkwi na niego pomysł, przemyślany od początku do końca, a na Huncwotów niekoniecznie (no, może prócz Syriusza). A Twój James to jest majstersztyk. Serio.
      Oooo dziękuję <3 Jestem podobnego zdania, że nie ma nic trudniejszego od wprowadzenia swojej postaci tak, żeby ludzie ją polubili, a że w moim opowiadaniu autorskich postaci jest sporo, to tym bardziej przyjmuję ten komplement z radością :3
      Swoją drogą, jak ja się cieszę, że nie tylko mnie doprowadzają do szału te koleżaneczki Lily na siłę parowane z Huncwotami... Ja mam awersję do par Syriusz-Dorcas i Remus-Ann (skąd ta Ann w ogóle się wzięła?) - o wiele bardziej wolę od nich Marlenę, którą pokochałam po przeczytaniu jednego fanfika na mirrielu.
      Niby też jestem naturalną blondynką, ale zawsze mi się podobały rude włosy, więc kiedyś się pokusiłam - a potem stwierdziłam, że nie, chcę z powrotem blond (tylko że w założeniu miał być taki naturalny, słomiany, a skończyłam z prawie siwymi). Takie zmiany kolorów to serio jest totalny szok. I wierz mi, przez pierwszy miesiąc wyglądałam okropnie xD dopiero potem, jak się pozbyłam tego, jak ja to nazywam "kurczakowego blondu" i zrobiły się takie popielate to było okej i tak już zostało xD
      Dziękuję raz jeszcze <3 Ale nie będę Cię okłamywać, że ja również najbardziej wyczekuję komentarzy twoich i Sabinne z innego bloga. I jeszcze zamałabydotknąćnieba, ale nie mam z nią żadnego kontaktu poza komentarzami u mnie. Tak czy inaczej, jak widzę komentarz od którejś z Was to od razu cieszę mordę do monitora i mogę umierać w spokoju :D Serio, nikt nie zostawia mi takich konstruktywnych komentarzy jak Wy.
      A propos weny w niewłaściwym miejscu i czasie - dziś, w trakcie czytania na francuskim. Oczywiście poproszono mnie o czytanie akurat gdy byłam zajęta obmyślaniem szczegółów pewnej wątpliwie przyjemnej rozmówski Rosier-Sigyn. Damn it. Ale było warto, dzięki temu zamiast znów grać w Dragon Age'a chyba w końcu coś napiszę xD

      Usuń
  2. Rozdział bardo mi się podoba, może i jest trochę jak ty to mówisz zapychadziurą, ale każdy kto pisze wie, że takie rozdziały są potrzebne i wcale nie ujmują niczego całości. Masz bardzo oryginalny pomysł na przedstawienie tej historii, jeszcze nigdy chyba nie spotkałam się z tym, że Lily i Huncwoci nie znają się, albo może nie, że się nie znają, ale nie trzymają się razem. Dlatego chyba właśnie twój blog tak mi się podoba. A co do rozdziału to widzę, że wprowadzasz nowe postaci :) Brooklynn mnie zaciekawiła tym bardziej, gdy w poprzednim komentarzu napisałaś, że będzie odgrywać znaczącą rolę w całej historii. Jeżeli chodzi o Dorcas, to też jest ciekawą postacią, już się nie mogę doczekać gdy wyjawisz powód jej nagłej zmiany "imagu" (chyba tak to się pisze). W każdym razie, czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że napiszesz go równie szybko jak poprzedni.
    Pozdrawiam
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem że takie rozdziały są potrzebne ale ja nie miałam co tutaj napisać! Po prostu zastój w pisaniu i cieszę sie że aż tak tego nie widać.
      Brook faktycznie bedzie dość ważna ale trochę pózniej na razie będzie tylko takim dodatkiem.
      Taaak, Dorcas to taki miły akcencik na skraju groteski. Zaspojleruję i powiem że będzie się coś działo z nią i Brooklynn, ale ni wiecej nie powiem ;)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Rozdział opisowy, dodający klimatu, choć ma niewiele dialogów :) Wiele do akcji nie wnosi, ale wierzę, że to tylko cisza przed burzą. Ciekawią mnie nowe bohaterki, czyli kuzynki Vance... interesują mnie dalsze ich losy. Co jeszcze... aha, Lily, no tak sądziłem, że przez swoją tragiczną przeszłość nabrała sporego dystansu do świata i innych ludzi, ale przez to czynisz tę postać dużo bardziej ciekawszą :) Bardzo mnie zastanawia, co ją będzie czekać w Hogwarcie, więc dawaj nowy rozdział jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uf...wreszcie dorwałam się do laptopa i mogę nadrobić zaległości. Wybacz, że nie skomentowałam ostatnich postów. ; )
    Wadą dwóch ostatnich rozdziałów jest trochę zbyt mała objętość, ale rozumiem, wena to kapryśna przyjaciółka : D Na pewno nie można powiedzieć, że są słabe.
    Niecierpliwie czekam na następny, zaintrygowała mnie postać Brooklynn.
    Życzę powrotu weny. ; )
    ~Obliviate.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam, ale nie miałam wystarczająco czasu.
    Znów jesteś zbyt krytyczna wobec siebie. Rozdział nie był zapchajdziurą. Bardzo mi się podobał.
    Ciekawa jestem czy Emmelina i Brooklynn to rodzina, skoro mają takie samo nazwisko, a także jak postać Brooklynn wpłynie na opowiadanie, bo coś czuję, że ona będzie miała jakiś wkład.
    Nurtuje mnie też, że Lily jest taka zamknięta wobec dziewczyn. Powinna się kiedyś przed kimś otworzyć.
    Ciekawe też co ten James wymyślił i jak nasza Ruda poradzi sobie z postacią Lupina i kiedy przestanie szufladkować ludzi.
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Tosh

    OdpowiedzUsuń