niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział V


"Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość"
         
       
         
         Dorea Potter uwielbiała poranki. Te cudowne chwile sam na sam z mężem, kiedy nie musieli jeszcze wstawać, tylko mogli pozwolić sobie na spokojne leżenie w łóżku, podjadając śniadanie przyniesione do łóżka przez skrzaty. Oczywiście – dziś było nieco inaczej. Pierwszy września nadszedł niepokojąco szybko, a wraz z nim czas odjazdu chłopców do szkoły. Wiedziała, że będzie teraz skazana na kilkumiesięczną tęsknotę, nim nadejdzie Boże Narodzenie i wiedziała, że powinna korzystać z ostatnich wspólnych chwil przez wyjazdem. Ale z drugiej strony łóżko było takie wygodne, a dom taki cichy... Aż szkoda by było nie skorzystać. Jak można by się spodziewać, w chwili gdy to pomyślała...
 
***

         – Blaaaaaaack! – Ciszę przerwał donośny krzyk latorośli państwa Potterów.
         James, całkowicie ubrany, o nieludzkiej, jak dla niego, godzinie dziewiątej rano, stał przy swoim kufrze, rozrzucając pieczołowicie złożone przez matkę ubrania. James rzadko wpadał w panikę i teraz też było mu do niej daleko. Nie mógł jednak ukryć, że był trochę poddenerwowany. Gdzie była ich księga?!
         – Wołałeś mnie Rogasiu? – Czarnowłosa głowa przyjaciela pojawiła się w drzwiach.
           Z niewiadomych powodów Syriusz nadal paradował ubrany wyłącznie w bokserki i czarną, skórzaną kurtkę, która nosiła ślady długiego użytkowania – James wiedział, że była to jedyna rzecz, jakiej Łapa nie zamienił na inną, gdy tylko zrobiła się znoszona. Dewiza wyrzucania wszystkiego kiedy już się czymś znudził, zdawała się dotyczyć prawie wszystkiego w życiu jego przyjaciela - wyłączając Huncwotów oraz nieśmiertelną kurtkę oczywiście. Teraz jednak nie był w nastroju na kontemplowanie szczegółów stroju Syriusza i od razu przeszedł do rzeczy.
           – Księga zniknęła! – Okej, może był nieco bardziej niż trochę spanikowany.
           Jakiś niewielki ułamek jego mózgu, widząc minę Syriusza, miał ochotę zwinąć się ze śmiechu na podłodze, zrobić zdjęcie i rozwiesić na drzwiach wszystkich dormitoriów w Gryffindorze, ale w tej chwili zbyt zajęty był przeczesywaniem wzrokiem zawalonej ciuchami podłogi. Black, natomiast wahał się między zdziwieniem a zdenerwowaniem, przy czym jego przystojna zazwyczaj twarz zdawała się prezentować nieco gorzej niż zwykle. Kąciki ust Jamesa powędrowały lekko ku górze, dając wyraz jego złośliwej satysfakcji.
           – Pytałeś twojej matki?
           Spojrzał na przyjaciela zatroskany. Albo Syriuszowi odbiło, albo to on dostał czymś mocno w głowę. Pierwsza opcja, choć nie całkiem niespodziewana, była jednak dość niepokojąca. Druga też nie nastrajała go optymistycznie, w końcu to on zawsze był tym odrobinę bardziej odpowiedzialnym z ich dwójki. No, przynajmniej zazwyczaj.
           – Co ty, zaufaj czasem przyjacielowi. – Łapa wyszczerzył zęby. – My się naszukamy, a tu przecież wystarczy zwykłe „Accio”. A twoja mama to taka pomocna kobieta...
           James załapał w lot, po raz kolejny wychwalając ich wykształconą przez lata umiejętność komunikacji niewerbalnej. Syriusz natomiast, pełen zapału, wybiegł z pokoju drąc się wniebogłosy:
           – Ciociu!
           Chłopak wolał nie zastanawiać się, co jego matka pomyśli o stroju jego przyjaciela. Nie chciał przecież nabawić się nerwicy już pierwszego września. Będzie na to dość czasu w ciągu roku szkolnego; był dziwnie pewien, że Lunatyk nie podaruje im paru umoralniających pogadanek, niemal zawstydzających ilością patetycznych słów samego Dumbledore’a. Tymczasem zbliżający się coraz bardziej, pełen zdenerwowania głos Łapy poinformował go, że powinien przynajmniej postarać się upchnąć wszystkie rzeczy z powrotem do kufra.
           – No i wtedy powiedziałem mu: Jak mogłeś? Nie masz za grosz szacunku do pieniądza, a on powiedział...
           James przewrócił oczami, starając się zdusić narastający napad śmiechu. Naprawdę podziwiał Syriusza za to, że w sytuacji takiej jak ta potrafił zachować powagę.
           – No i widzisz, ciociu, zero poszanowania dla cudzej pracy, jak słowo daję... –Black pokręcił głową z mistrzowsko udawaną dezaprobatą, stając nagle w drzwiach.
           Rogacz zauważył jak kąciki usta Dorei zadrżały. Skupił się na utrzymaniu skruszonej miny, oddając przyjacielowi część zadania, polegającą na odwróceniu uwagi pani Potter.
           – I dlatego po prostu musisz pomóc nam znaleźć tę sakiewkę. - Oczy Łapy patrzyły wzrokiem zbitego psa.
           Sakiewka z pieniędzmi leżała oczywiście na biurku, zaraz za pokaźną kolekcją książek o quidditchu. Sam ją tam w końcu położył, ale pozostawianie matki w błogiej nieświadomości uważał niemal za swój obowiązek, zapewniający jej spokój, taki, jaki mogła mieć, mieszkając z nim pod jednym dachem. No i nie chciał narażać się na ochrzan. Dlatego teraz spokojnie patrzył jak matka przemierzyła pokój i z lekkim politowaniem na twarzy, sięga po jego zapas pieniędzy na ten rok.
           – O to chodziło? - zapytała, rozbawiona zezując na Syriusza.
           Jak na komendę skinęli głową. James pomyślał, że jego matka musiała być naprawdę zmęczona. Nigdy wcześniej nie dała się nabrać na takie sztuczki i chłopak miał niemal wrażenie, że zaraz roześmieje się, mówiąc, iż następnym razem powinni się bardziej postarać. Nic takiego się nie stało. Dorea zwyczajnie podała mu sakiewkę, a potem, nadal uśmiechając się lekko, wyszła z pokoju.
           – Masz różdżkę? – Dobiegło go z drugiego końca pokoju.
           – Wątpisz? – Wyciągnął rękę z artefaktem zabranym przed chwilą matce.
           Syriusz skinął głową z uznaniem. James, nie wahając się, wypowiedział formułę zaklęcia, a po chwili przez drzwi wleciała nieco zakurzona księga huncwotów. Chłopak z triumfalnym uśmiechem na ustach wrzucił ją do kufra i zatrzasnął wieko. Syriusz wyszczerzył zęby i ruszył do pokoju, zgarniając przy okazji spodnie. Potter odetchnął z ulgą; znowu wszystko się udało.
           – James!!! Gdzie jest moja różdżka?!
           Okej, może nie tak zupełnie wszystko.
 
 
***
 
           Jeszcze tylko dwadzieścia metrów. Oddychaj, Lily, oddychaj. Piętnaście. Nie patrz im w oczy. Dziesięć. Zaraz będzie po wszystkim. Dziewczyna miała wrażenie, że każda sekunda ciągnęła się godzinami, a każdy krok był tak ślamazarny, jakby coś ciągnęło ją ku dołowi i nie pozwalało się ruszać. Naprawdę nie znosiła tych chwil, kiedy zmuszona była prześlizgiwać pod pełnymi zdumienia (i pogardy, Lily, przecież to widzisz) spojrzeniami, zanim znów znajdzie się w świecie, w którym jest normalna. W którym wszyscy są tacy jak ona. Magiczni.
           Nigdy nie rozpędzała się przed wejściem za barierkę. Uważała to po prostu za głupie. Kto normalny biegłby na środku dworca, prosząc się o walnięcie w ścianę? Na pewno nie ona, nawet jeśli w jej normalność wpisywało się zamienianie mebli w zwierzęta i lewitowanie przedmiotów za pomocą różdżki. Także tym razem po prostu podeszła i, jakby nigdy nic, oparła się o barierkę. A kiedy otworzyła oczy i zobaczyła tą wielką, dymiąca lokomotywę, poczuła ulgę. To było trochę jak pierwszy haust powietrza po długim przebywaniu pod wodą. Życie znowu wracało na właściwe tory. A ona wracała do domu. I kiedy już miała wsiąść do pociągu, z zamiarem poszukania przyjaciółek...
 
***
 
 
           – Nuuudzę się! – Syriusz wydął wargi jak małe dziecko.
           James, który słyszał dziś to zdanie już dwudziesty raz (niezły wynik, biorąc pod uwagę, że nie było nawet jedenastej) miał ochotę przywalić głową o ścianę. On wyjątkowo nie miał ochoty na robienie kawałów – mogła mieć z tym coś wspólnego reprymenda, jaką dostał rano od matki – ale zapał Łapy zaczynał powoli mu się udzielać. Nocne latanie nad doliną Godryka nie mogło dostarczyć mu tylu wrażeń, co stare dobre psikusy z przyjaciółmi. Zanim jednak miał okazję coś powiedzieć, odezwał się Black.
           – No proszę, witaj rozrywko! – Syriusz z triumfalną miną wskazując na coś za plecami Rogacza.
           Łapa zignorował jęk Remusa szczerząc zęby w nieco zbyt szerokim, by mógł uchodzić za normalny, uśmiechu. James odwrócił się i wtedy ją zobaczył. Zlustrował dziewczynę wzrokiem -  ruda, całkiem ładna, ale mogłaby się nieco opalić. Nie mógł nie zauważyć łakomych spojrzeń posyłanych jej przez osobników płci męskiej z całego peronu, ona jednak zdawała się być zupełnie tego nieświadoma. Nadal spokojnie rozmawiała sobie ze stojącym obok chłopakiem. Chłopakiem, którym był – o zgrozo! – Smarkerus. Syriusz najwidoczniej też zdążył zauważyć niecodzienne towarzystwo ślizgona, bo ruszył w kierunku pary.
           – Nie! - zatrzymało go wyciągnięte ramię Lupina. - Nie moglibyście choć raz pozwolić mu zacząć roku w spokoju?
           Szatyn zaakcentował dwa ostatnie słowa.
           – Och, daj spokój, Luniu – James odwrócił wzrok od dziewczyny, zdążył więc zobaczyć, jak jego przyjaciel wznosi oczy do nieba, zwracając się do Remusa. - Powinien się cieszyć z takiego wspaniałego, inteligentnego...
           – Skromnego – wtrącił James z huncwockim uśmiechem.
           – Wspaniałomyślnego – kontynuował Black.
           – Skończyliście?
           – Prawie. Dodajmy do tego jeszcze przystojnego towarzystwa jak nasze. Poza tym, ktoś musi uratować tę biedną dziewczynę.
           Teraz z kolei Remus przewrócił oczami. On już dobrze wiedział c o Łapa miał na myśli. I że na pewno nie chodziło tu o ratowanie.
           – Ach, mój drogi, wydaje mi się, że nie doceniasz naszego drogiego Smarkerusa. Ta dziewczyna mogła się tam znaleźć z wielu powodów – James uśmiechnął się na widok ich niedowierzających min i zaczął wyliczać. – Przegrała zakład, ulitowała się...
           Cała trójka wybuchnęła śmiechem, choć w głosie Lupina słychać było lekkie wyrzuty sumienia. James obiecał sobie porozmawiać z nim o tym później, ale jego uwagę szybko przykuło pogardliwe spojrzenie czarnych jak węgiel oczu. Uśmiechnął się kpiąco do Snape'a i poczuł jak ulatują z niego resztki litości dla chłopka. Syriusz miał rację; pora się zabawić.


 



16 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo ciekawy miło się czyta. Masz bardzo fajny styl pisania :D
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Paulla K
    Ps. Jak będziesz mieć czas i chęć to zapraszam do mnie dorcasihuncwoci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze wszystkich pochwał najbardziej cieszą mnie te o moim stylu pisania ;) Bo ha osobiście sądzę że na razie nie ma sie czym chwalić.
      Dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  2. Miałam nadzieję, że będę pierwsza ;C No nic, pozostaje mi tylko skomentować :)
    Więc tak: po pierwsze, twój Syriusz to jest istny majstersztyk - jest totalnie bezbłędny, jak przeczytałam o jego czarującym stroju o poranku, to po prostu padłam, a jego gadka z panią Doreą mnie dobiła. Cudny koleś, tylko tyle powiem, jeden z lepszych z jakimi się zetknęłam.
    James też jest super. Nigdy za nim nie przepadałam, ale budujesz tu postacie tak prawdziwe, naturalne i ciekawe, że wywracasz do góry nogami moje gusta. To już jest trzecia postać za którą nie przepadałam, a którą polubiłam przez czytanie Twojego tekstu i - co więcej - zrobiłaś mi nowy headkanon :D
    Mało Lily, mało Severusa, jest za to Remus. Remus nie do końca przekonany do podejścia Jamesa i Syriusza, Remus, który jest trochę w ich cieniu, Remus rozsądny, ale ugodowy. Totalnie mój Remus. Tu się wpasowałaś dokładnie w moje wyobrażenie o nim.
    A jeszcze co do Lily - było króciutko, ale ładnie. Bo pokazuje doskonale jak obca Lily czuje się w mugolskim świecie, warto jeszcze zaznaczyć: w świecie, z którego tak naprawdę pochodzi. Jakoś fraza "Hogwart - mój dom" stała się bardzo wyświechtana i mało przekonująca, pewnie dlatego, że powtarza się praktycznie na każdym blogu, w każdym fanfiction, a jednak u Ciebie miało to pewien poruszający wydźwięk - sama nie potrafię powiedzieć, z czego to wynikało, podejrzewam, że z powodu przemyślanej i dopracowanej konstrukcji postaci, ale czy to ważne? Ważne, że efekt został osiągnięty.
    Jak zwykle jestem zachwycona. Niby nic się nie dzieje w rozdziałach dotychczas opublikowanych, ale mimo wszystko aż chce się je czytać, w każdym jest coś wartego uwagi, coś czym mnie zaskakujesz - nawet jeśli to tylko bokserki i skórzana kurtka. Twoja historia ma tak ogromny potencjał, że nie odżałuję, jeżeli ją kiedykolwiek porzucisz.
    Ja wiem, wiecznie Cię tu zachwalam, ale cóż ja mogę poradzić na to, że piszesz prześwietnie?
    Chyba tyle ode mnie. Dobry rozdział na smutny koniec weekendu - aż perspektywa poniedziałku przestała być taka dobijająca :D
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, byłabym zapomniała - dzięki za nominację :D Za chwilę odpowiem :)

      Usuń
    2. Ach, jak ja kocham twoje komentarze ;D Dla ciebie rozdział był dobrym zakończeniem weekendu, dla mnie jest komentarz.
      Tak, faktycznie mało Lily i Seva, miało byc więcej ale nie chciałam was trzymać w niepewności co do rozdziału, a tak trzeba by było jeszcze trochę poczekać.
      Cóż, jak już mówiłam, uwielbiam James'a! Kocham i jego i Lily i Seva (choć jego trochę mniej) Syriusza też lubię, ale ten dorosły był już trochę mniej fajny, taki wymęczony życiem. Te bokserki i kurtka to było mocno nieprzemyślane ale mi się spodobało, więc zostało ;>
      Naprawdę mi wyszła ta poranna scena? Bo ja już się bałam, że to też będzie sztuczne; więc całe szczęście że tak nie było.
      Remus, hm... Ja zawsze go tak sobie wyobrażałam. Zawsze na drugim planie - tragedia Remusa Lupina w jednym zdaniu.
      Nic się nie dzieje, bo chcę najpierw przedstawić tło, bohaterów i ple, ple, ple. A że mam mało czasu, to częściej nie mogę aktualizować, ale na przyszłośc postaram się pisac dłuższe.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. No widzisz, i obie jesteśmy zadowolone :D
      Nie miałam na myśli, że to źle, że ich mało - dla mnie nawet dobrze, bo dzięki temu przybliżyłaś nam trochę Huncwotów.
      Ja właśnie lubię starszego Syriusza, takiego zgorzkniałego i próbującego nadal robić z siebie beztroskiego chłopaka, co jednak zwykle nie wychodzi. Ale to tylko moje wyobrażenie, wiadomo.
      I słusznie, że zostało, bo ja niemalże oplułam monitor, śmiejąc się xD
      Wyszła, wyszła :D Ta scena to była po prostu kwintesencja uroku osobistego Syriusza Blacka : D
      No to widzę, że obie wyobrażałyśmy sobie tego samego Remusa - i cieszy mnie to, bo jesteś właściwie pierwszą osobą, której wyobrażenia o nim są zbieżne z moimi. Przepięknie to ujęłaś, swoją drogą, muszę zapamiętać :)
      Nawet jak jest krócej, to jest dobrze, ja nie zamierzam narzekać. Dla mnie jest git, jak już mówiłam :)

      Usuń
    4. Co do tego zdania to zastrzegam - prawa autorskie ;) Mój Remus będzie właśnie taki, z jendej strony prostestuje, ale tylko tak z obowiązku. Z Syriuszkiem zreszta będzie jeszcze trochę takich scenek więc jest na co czekać. Mi ten starszy Syrius zteż sie podoba, ale młodszego mogę wykreować jak chcę, no, prawie. Ja też nie przepadam za długimi rozdziałami, ale później wychodzi tak jak tu - piąty rozdział i nawet do Hogartu jeszcze nie dojechaliśmy, więc czas się trochę postarać i - niemożliwe! - popracować.

      Usuń
  3. Super, jak zawsze :)
    Huncwoci są tacy, jacy powinni być - czyli Huncwotami :D
    Troszkę mało Seva i Lily, ale liczę, że w następnym rozdziale będzie ich dużo więcej ;) Kurczę, niech już będą w tym Hogwarcie! Nie mogę się doczekać :P Weny dużo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też już chce do Hogwartu, ale po prostu nie mam czasu pisać notek dłuższych i w tym samym odstępie czasu, a nie chce was trzymać w niepewności. Lily i Sev bedą w następnym rozdziale więc nie bój się wszystko wyjaśnię ;) Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Świetny rozdział!!! Po prostu uwielbiam twój styl pytania. Jest taki niebanalny. Zwłaszcza jak już chyba pisałam wcześniej ubóstwiam twoje opisy przeżyć bohaterów. A co do rozdziału to cieszę się, że jest więcej o Huncwotach, ponieważ to są zdecydowanie moi ulubieni bohaterowie :)
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo, dużo weny, bo już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uwielbiam pochwały dotyczące mojego stylu pisania, bo właśnie na tym mam największy kompleks ;) I bardzo sie cieszę, że ci się podoba. Huncwotów teraz było dużo, bo sama za nimi zatęskniłam i miałam ochotę na cos mniej poważnego, wiec ta dam! Postaram się dodać jak najszybciej.
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. No co ty, jak możesz mieć taki kompleks. Twój styl jest na prawdę świetny, taki prawdziwy i w ogóle :)
      Dorcas

      Usuń
    3. A i zapraszam do mnie, dodałam takie krótkie opowiadanie ;)
      http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/

      Usuń
    4. Czytam dużo książek i blogi autorów głównie o wiele lepszych ode mnie. I kiedy porównuję sie z nimi... Trochę słabo to wychodzi. Ale mam wrażenie, że ostatnio się poprawił, może przez te komentarze ;D Dziękuję bardzo, a do notki już zajrzałam.

      Usuń
  5. Bardzo spodobał mi się Twój blog-bardzo tajemniczy, pokazuje dobrze znanych bohaterów z zupełnie innej perspektywy, aż zaczynam się zastanawiać czy naprawdę tak mogło być... Trochę rzuciło mi się w oczy, że James widzi Lily na peronie jakby pierwszy raz. Chyba, że on nie zauważył, że to Lily.
    Ech, co tu jeszcze dopisać? Czekam na rozwinięcie akcji.
    Zdecydowanie będę obserwować blog i postaram się komentować każdy rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę Ci ogromniastej weny :>
    /D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo, cieszę się że ci się spodobało. Ja zawsze się zastanawiałam jak to było z tą Lily, ża zinteresowała sobą dwóch tak różnych facetów. Co do tego na peronie to nieługo wszystko się wyjaśni, tak że spokojnie czekaj, bo niektórzy nie lubią spojlerów i nie chcę ich tu dawać ;D
      Dzięki za komentarz

      Usuń