James uwielbiał
latać. Uczucia błogości jakie go wtedy ogarniało nie można było
porównać do niczego innego. Na ziemi wszystko było inne,
trudniejsze. Kłótnie, spory, rywalizacja; tu, w górze, takie
rzeczy nie miały znaczenia. Niektórzy zawodnicy z jego drużyny
mogli pałać do siebie niechęcią, żeby podczas meczu zmienić się
najlepszych przyjaciół i współpracować w najlepsze. On mógł
wpadać w panikę, kiedy oceny Petera wróżyły szybkie pożegnanie
chłopaka ze szkołą, żeby, po długim locie uspokoić się i wpaść
na pomysł jak mu pomóc. Wtedy i tylko wtedy czuł się wolny. Bez
możliwości latania James Potter byłby kimś zupełnie innym.Nie
było sensu udawać że wysokość niczego nie zmienia. Zmieniała
wszystko.
***
Ceremonia wyboru zawsze była najważniejszym punktem rozpoczęcia
roku. Dla wielu – jeśli nie dla wszystkich – z obecnych, moment
kiedy założyli tiarę na głowę, a ona krzyknęła nazwę domu,
był tą decydującą chwilą w ich życiu.
Będziesz tym
miłym? Tym odważnym? Skończysz szkołę z samymi Wybitnymi na
świadectwie? A może skończy się na nauce jak przejść przez
życie bez wymienionych wyżej rzeczy, opierając się na samym tylko
sprycie.
Rodzice będą
dumni? A może zechcą cię wydziedziczyć? A przyjaciele? Nadal nimi
pozostaną, czy zaczną tobą pogardzać? I jedno pytanie, które
błąka gdzieś tam, w głębi umysłu nie dając spokoju: czy ja w
ogóle którąś z tych cech posiadam?
Dla Lily wybór był
prosty: Ravenclaw. Była inteligentna, była oczytana, była sprytna,
to fakt. Ale lojalna? Przyjacielska? O d w a ż n a ? Już nie
bardzo. Więc jakim do diabła cudem, po prawie sześciu minutach
siedzenia na środku sali, pod ostrzałem spojrzeń, wylądowała w
Gryffindorze? Do dzisiaj nie miała pojęcia. Jednak w
przeciwieństwie do innych gryfonów, ona nigdy nie marudziła
podczas ceremonii przydziału. To była dla niej magiczna chwila,
przypominająca decyzję, która została podjęta właściwie bez
jej udziału, a jednak to jej życie ukształtowała. I zawsze wtedy
zastanawiała się, jaką byłaby osobą, gdyby tiara nie uwierzyła
w jej odwagę.
***
Remus się
denerwował. Nie było to co prawda nic niezwykłego; jego uczciwość
i towarzystwo w jakim się obracał mocno ze sobą kolidowały. Teraz
jednak nie był to lekki stres jak gdy martwił się co będzie jeśli
dowiedzą się co zrobili z kotką woźnego. Teraz chodziło o
porwanie (bo, spójrzmy prawdzie w oczy, właśnie to robili)
uczniów. W głowie już teraz tworzył listę kar jaka mogła ich
spotkać, przy czym szorowanie całego zamku szczoteczkami do zębów
pod okiem Filcha było jedną z łagodniejszych. Kiedy zobaczył w
ciemnościach zarys zamku jego zdenerwowanie sięgnęło zenitu. I to
tak bardzo, że nie zauważył jak z jego dłoni wylatuje jeden ze
sztucznych ogni
Była dziewiąta
osiemnaście
***
Mary Evans zawsze
mówiła, że zanim będzie dobrze, najpierw trzeba swojej
odcierpieć. Lily nigdy nie rozumiała o co jej chodziło, ale jeśli
miała rację, to uczniowie jutro będą wzorami inteligencji i
dobrych manier, bo teraz... no cóż, nie byli. Nawet służbista
Diggory dał sobie spokój i zrezygnowany usiadł na ławce, chowając
twarz w dłoniach. Nie martwił się jednak długo bo - jak Lily z
rozbawieniem zauważyła – natychmiast podbiegły cztery dziewczyny
z zamiarem... Z braku lepszego określenia uznajmy, że chciały go
pocieszyć. Tylko że, pomyślała nagle z przestrachem, teraz nikt
już nawet nie udawał że coś robi, a skoro ona była prefektem to
chyba jednak powinna...?Wiedziała że to wszystko to zły pomysł!
Prychnęła ze złością, wściekle wpatrując się w drzwi. W końcu
k t o ś na pewno przyjdzie. I wtedy, kiedy tak patrzyła na drzwi,
ze szpary między nimi wyleciała mała, fioletowa piłeczka...
Była dziewiąta
dwadzieścia.
***
Będzie dobrze.
Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Cholera, gadał do
siebie. To była tylko głupia miotła, nie? Kawałek drewna, nic
więcej. Więc jaki cudem, on Syriusz Black, się go bał? To tylko
kawałek drewna, mówił sobie, poza tym jeszcze tylko lądowanie i
koniec. W swoich rozważaniach, Syriusz zapomniał o dwóch
rzeczach, po pierwsze: wznieść się jest znacznie łatwiej niż
wylądować. I po drugie, jego różdżka też była zwykłym
kawałkiem drewna. A może nie? Za pół godziny będzie po
wszystkim, obiecał sobie, zaciskając dłoń na paczce fajerwerków.
Była dziewiąta
dwadzieścia jeden
***
Ze zmrużonymi
oczami patrzyła na domniemaną fatamorganę i nabierała coraz
większej pewności,że „piłeczka”, nie dość, że nie jest
wytworem jej wyobraźnie, to jeszcze na pewno piłeczką nie jest. A
upewniło się wtedy, kiedy owa rzecz, wzleciała na wysokość
trzech metrów i wybuchła rozpryskując wokół deszcz fioletowych
iskier.
Była dziewiąta
dwadzieścia jeden.
***
Nie planowali jak
wlecą do zamku. To był szczegół, o którym żadnemu z nich nie
chciało się myśleć. Ale teraz, kiedy dzieliło ich zaledwie kilka
sekund od finału, zaczął się zastanawiać. Przelecieli nad bramą,
ale co dalej? Przecież, wbrew pozorom, nad Wielką Salą górował
dach, więc tak nie mogli wlecieć. A może Rogacz planował wybić
okna? Nie, za bardzo ryzykowne, jeszcze kazaliby im potem to
sprzątać. Cholera, to całe „myślenie” jest o wiele bardziej
męczące niż na to wygląda, pomyślał. A potem wrota zamku się
otworzyły, a oni wlecieli do środka.
Była dziewiąta
dwadzieścia dwie.
***
Patrzyła w niemym
szoku jak fajerwerków ciągle przybywa, a wraz z nimi kolorowych
rozbłysków, które najmłodsi starali się łapać w dłonie. No,
no, huncwoci się postarali, pomyślała z mimowolnym podziwem. Wtedy
do Wielkiej Sali wpadło czterdzieści osób na miotłach, wywołując
u wszystkich okrzyki zdziwienia.
Była dziewiąta
dwadzieścia trzy.
***
Wszystko szło
zgodnie z planem. Żaden z pierwszaków się nie zachwiał, w
Wielkiej Sali nie było nauczycieli, którzy mogliby popsuć im
„przedstawienie”, a wszyscy, absolutnie wszyscy uczniowie
wpatrywali się w nich z zachwytem. Czyli, jeśli miałby być
zupełnie szczery, jak zawsze. Na usta James'a wpłynął pełen
samozadowolenia uśmiech. Z jego różdżki trysnęło jeszcze więcej
różnokolorowych iskier, a jednocześnie Łapa i Lunio wyczarowywali
wielki napis...
***
„Huncwoci witają
w nowym roku szkolnym!!!” Lily poczuła jak jej zdradzieckie usta
rozchylają się w niebezpiecznie szerokim uśmiechu. To wcale jej
nie bawiło, to wcale jej nie bawiło, uparcie powtarzała w myślach.
Ale gdy w powietrzu pojawiało się coraz więcej fajerwerków,
wybuchających tuż przed nosami oniemiałych nauczycieli, a Potter z
pyszałkowatą miną strzelał iskrami z różdżki jednocześnie
robiąc fikołki w powietrzu... Nawet ona musiała przyznać że to
był pokaz naprawdę świetnych czarów. I jak na złość, właśnie
w tym momencie do Wielkiej Sali wkroczyła profesor McGonagall.
***
- Jak długo tu pracuję, tak jeszcze nigdy nie zdarzyło się by jakikolwiek uczeń, okazał aż taką bezmyślność! A wasza czwórka jak zwykle musiała coś wymyślić! - Nauczycielka Transmutacji zmrużyła niebezpiecznie oczy. - To po prostu niewyobrażalne, czy wy wiecie jakie to mogło mieć konsekwencje?! Jeśli któremuś z pierwszaków coś by się stało...! Albo wam?!
McGonagall
wychodziła z siebie. Przez całe cztery lata nauki w Howarcie, Remus
ani razu nie widział jej bardziej rozeźlonej, niż podczas tych
kilu krótkich minut, kiedy to z mistrzowskim opanowaniem uspokoiła
wszystkich na sali, ustawiła pierwszaków w rzędzie, po czym nadal
utrzymując pokerową minę, zaprowadziła ich na górę. I dopiero
kiedy weszli do jej gabinetu, urządzonego w iście purytańskim
stylu, dała popis swojej złości. Nie, poprawił się Lupin, to nie
była złość, to była istna furia, niszczycielska siła
porównywalna do oka cyklonu lub erupcji wulkanu, z całą tą lawą,
dymem i innymi bajerami.
- Wasze zachowanie było doprawdy karygodne... Potter, Black, po was mogłam się tego spodziewać... - zawiesiła złowrogo głos (choć, po prawdzie, teraz wszystko co robiła wydawało mu się złowrogie).
Jak się domyślacie
tutaj wspomniani wyżej osobnicy wymienili ukradkiem nie tak znowu
niewinne uśmiechy po czym, nadal z jakąś niepojętą ekstazą w
oczach, wlepili wzrok w opiekunkę odwołująca się właśnie do
najwyższych mocy o zesłanie jej cierpliwości.
- Ale wy! Pettigrew, naprawdę sądzisz że twój ojciec będzie zadowolony?
Nieruchome
spojrzenie kobiety spoczęło na truchlejącym ze strachu Peterze, by
zaraz przenieść się na niego.
- A ty, Lupin – zaczęła znowu, tym razem o wiele cichszym i łagodniejszym głosem. - Profesor Dumbledore nie będzie zachwycony. Sam uznał, że będziesz naprawdę dobrym prefektem.
Z całą mocą na
jaką było ją stać, podkreśliła nazwisko dyrektora, bacznie
obserwując reakcję Lupina. Chłopak zwiesił głowę, bo nie mogąc
opanować irytacji zbierającej się w każdym zakamarku jego ciała,
chciał jej chociaż tak ostentacyjnie nie pokazywać. A miał co
ukrywać, oj miał. Czemu ciągle straszyła go Dumbledorem? Czemu
wszyscy to robili? Jasne, był wdzięczny dyrektorowi za to co
zrobił, ale nauczyciele, przy każdej wpadce, wypominając mu to co
dyrektor dla niego zrobił, jakie zasady złamał, tylko podkreślali
jego odmienność. Nie dawali mu zapomnieć, że nie znalazł się tu
na takich warunkach jak reszta. I pod żadnym pozorem nie był im
równy.
***
To było naprawdę
irytujące. Miał tu na myśli te mówki nauczycieli, które zawsze
wygłaszali z przemądrzałą miną, kiedy ktoś, zazwyczaj był to
któryś z huncwotów, coś zbroił. Zupełnie jakby to robiło na
kimś wrażenie! No okej, może na niektórych i robiło, taki Peter
na przykład prawie dostawał spazmów, a Remus wyglądał jakby mały
potwór zwany poczuciem winy już zżerał go żywcem. Podczas kiedy
pozostała dwójka wychodziła z siebie, zarówno on, jak i Syriusz,
zajęli się trudną sztuką przywołania na twarz niewinnych min,
posyłając sobie jednocześnie ukradkowe uśmiechy. Ale kiedy
nauczycielka doszła do wyliczania słabych punktów ich planu, James
zaperzył się. Już chciał poinformować McGonagall o rzuconych
przez siebie zaklęciach na miotły, i już, już otworzył usta,
kiedy poczuł jak Remus wymierza mu sójkę w bok.
- Au! - wyszeptał w stronę chłopaka, całkowicie ignorując w tym momencie kobietę..
Lupin wykonał
pantomimę zakluczenia ust, po czym wskazał na nauczycielkę z miną
mówiącą: „Ogarnij, kretynie!”. Rogacz pochylił się w
kierunki szatyna, po czym posłał przyjacielowi spojrzenie, które w
zamierzeniu (i tylko w zamierzeniu)miało być niewinne.
- Czy jest jakiś problem, panie Potter?
Okularnik
natychmiast się wyprostował, bawiąc się przez chwilę myślą, że
żaden facet ceniący sobie życie, nie próbowałby nawet zignorować
stojącej naprzeciw niego kobiety, kiedy dotarła do niego przykra
świadomość, że owa kobieta właśnie na niego patrzy, mało tego;
oczekuje odpowiedzi.
- Nie, pani profesor. - Uśmiechnął się, tym porozumiewawczym uśmiechem, który zawsze działał na Slughorne'a, kiedy zdarzało mu się przyłapać ich na „pożyczaniu” niektórych jego eliksirów.
Niestety zapomniał
w swej ignorancji, że McGonagall nie była starym ślimakiem, a jego
żałosna mina zdolna w mgnieniu oka skruszyć gołębie serce
mistrza eliksirów, nie miała najmniejszych szans w wojnie w posępną
twarzą Minerwy. Jednak zamiast – co zrobiłby każdy o choćby
przeciętnym ilorazie inteligencji i normalnej dawce instynktu
samozachowawczego - z pokorą przyjąć karę, on, podburzony myślą,
że przecież nie godzi się, żeby huncwot odchodził z podkulonym
ogonem, znów otworzył usta... I znów nie dane mu było dokończyć
– czy choćby rozpocząć – zdania, tym razem przez Syriusza.
- Ale pani profesor – zaczął Black, czujnie obserwując kobietę. - Skoro rok się jeszcze tak naprawdę nie zaczął, to chyba nie będziemy mieli odjętych punktów – dokończył szybko.
Remus uderzył się
w czoło, bolejąc nad nagłą, choć niezupełnie niespodziewaną
utratą resztek
zdrowego rozsądku
przez przyjaciela, ale McGonagall zamiast, jak spodziewał się
James, obdarzyć Syriusza drwiącym spojrzeniem doświadczonego
demona z ostatniego kręgu piekieł, zrobiła coś niesamowitego:
uśmiechnęła się.
- Nie, Black, nie zostaniecie ukarani utratą punktów – powiedziała po prostu, wywołując na ich twarzach uśmiechy.
Które zaraz
zgasły, pod wpływem słów, jakie wypowiedziała potem:
- A skoro już jesteśmy przy tej waszej karze...
Wybaczcie błędy jeśli jakieś były, ale gorączka przedświąteczna nie daje mi żyć. W dodatku od jutra do poniedziałku będę w rozjazdach i cięzko byłoby mi wtedy coś dodać. Podobało się/nie podobało się, napisz w komentarzu!
Stara, jasne, że się podobało! <3 Mam w końcu wolne popołudnie i kurczę wchodzę na skrzynkę mailową, widzę - nowy rozdział u Malin :D No to mogę umierać w spokoju :D
OdpowiedzUsuńKilka błędów się trafiło, faktycznie, ale nie będę wypisywać, bo to literówki tylko, także nie ma w ogóle co o tym mówić - pewnie sama zauważysz przy powtórnym czytaniu, a z resztą - nie czepiajmy się takich pierdół :D
Powiedz mi, kobieto, jak to jest, że mamy tu rozdział dziesiąty, a bohaterowie raptem dotarli do Hogwartu (co w sumie można określić w sposób taki, że akcja jako akcja idzie dość powoli), a i tak każdy z tych rozdziałów jest dla mnie tak szalenie interesujący, tak wciągający, że zawsze zabieram się do pisania komentarza jak pies do jeża, nie dlatego, że nie chcę pisać, ale po prostu chciałabym się przez jakiś czas porozkoszować się po prostu Twoim tekstem? Damn, tak strasznie Ci tego zazdroszczę - w takich króciutkich, niewiele w sumie wnoszących do fabuły scenkach potrafisz zawrzeć tyle interesujących faktów o postaciach (które, oczywiście, trzeba sobie samemu z tekstu wyczytać, bo przecież nic nie jest powiedziane wprost, ale to właśnie jest piękno tego co robisz), tak wciągnąć, że człowiek ma ochotę rozpłakać się, że to już koniec :<
Dobra, teraz konkrety. Lily, widzę, w końcu znajduje powód do uśmiechu - fajnie, że podkreślasz tutaj, że dowcipy Huncwotów w jakiś sposób ją bawią (jakkolwiek by się przed tym nie broniła), bo przejadła mi się już Lily, która gardzi Huncwotami i uważa ich za bandę skończonych idiotów - a, nie ma co się czarować, z taką Lily niestety najczęściej można spotkać się na blogach.
Bardzo podoba mi się Twój Syriusz i jego strach przed lataniem, ale to już chyba mówiłam. Ja miałam jego zupełnie inną wizję, po obejrzeniu artów Virii13, która to uparcie przedstawiała go jako członka drużyny - wtedy bardzo przypadło mi to do gustu, a więc i ja z niego ścigającego zrobiłam, a teraz naprawdę tak mnie ten Twój Syriusz ujmuje, że z bólem muszę przyznać, że Twoja wizja o wiele bardziej przypada mi do gustu i teraz zawsze będę o tym myśleć, kiedy będę pisała u siebie o Syriuszu wsiadającym na miotłę :D
James doskonały w każdym calu, trochę bezczelny i impulsywny, ale nie idiota - to mi się podoba :D
Za to Remus <3 Mówiłam już, że kocham Twojego Remusa? Mówiłam na pewno <3 Ale kurczę, podobał mi się dziś szczególnie fragment o tej jego irytacji i poczuciu niesprawiedliwego traktowania, napiętnowania wręcz - ja w swoim tekście dużo uwagi Remusowi nie poświęcam, ale sporo o nim myślę i obraz, jaki nam tu zaserwowałaś bardzo pokrywa się z moimi wyobrażeniami. Nie lubię ugrzecznionego Lunia, który jest wdzięczny bezgranicznie i ślepo za to, że pomimo swojego małego, futerkowego problemu został jednak do Hogwartu przyjęty i który kaja się na dźwięk każdego złego słowa nauczyciela - owszem, te cechy na pewno posiadał i u Ciebie również je ma, i bardzo dobrze, moim zdaniem, ale Ty nie zrobiłaś z tych cech CAŁEGO JEGO CHARAKTERU, jak to się zwykle, niestety, dzieje. Uczłowieczyłaś go bardzo, zwracasz uwagę na jego - bądź co bądź - ciężkie życie i to, że wspomniany futerkowy problem nie jest jego jedynym problemem - bo tak naprawdę poczucie odrzucenia i bycia wytykanym palcami, podejrzewam, jest dla niego większym problemem. Bardzo ładna kwestia, pochwalam :)
Oczywiście, numer Huncwotów bezbłędny xD Ja nigdy nie miałam głowy do wymyślania ich numerów, tego też Ci zazdroszczę. Cieszyłam mordę do monitora przez cały czas, kiedy czytałam xD
Swoją drogą, McGonagall też przedstawiłaś cudownie. Jest po prostu doskonała w każdym calu.
Ja na ich miejscu już bym trzęsła portkami na myśl o karze, jaką McGonagall im zasadzi :P
Jak zwykle rozdział udany, ja jak zwykle pewnie nie zmieszczę się w jednym komentarzu, także wszystko w normie :D
A tak na poważnie, to to był naprawdę bardzo dobry rozdział.
Pozdrawiam i jak zwykle życzę wena :3
Freyja
Łał, aż jestem w szoku, że jednak się zmieściłam *.*
UsuńEh, miałam Ci wczoraj odpisać ale ten mój internet... Pożal sie Boże.
UsuńNaprawdę Ci się tak podoba? Bo mnie też czasami dopadają wątpliwości że wszystko dzieje się za wolno, ale z drugiej strony... Sama nie znoszę jak wszystkie informacje o postaci autor wali prosto z mostu juz w pierwszym rozdziale. Cechy bohaterów powinny ukazywać sie stopniowo, podczas danych sytuacji, a przynajmniej ja rak sądzę.
Lily stara panna w ciele nastolatki - po prostu nie znoszę!
Przecież James w życiu by się kimś takim nie zakochał, a poza tym gdzie w książce jest to napisane? To że nie godziła się na ponizanie jej przyjaciela? Błagam.
Ja zawsze James'a widziałam jako członka drużyny i TYLKO jego. Amen
James idiota - nie znoszę. Po prostu nie cierpię. On musiał umieć powiedziec coś prócz "Hej Evans, umowisz się ze mną?". Ale nie orzeczenia że i u mnie wypowie te słowa wiele razy ^^
O ile Syriusza i James'a miałam obmyślanych od początku o tyle Remus to dosc świeża sprawa i na początku tez chciałam z niego zrobic takiego wdzięcznego wilczka ;) Dopiero potem stwierdziłam że nawet on jako nastolatek nie mógł byc taki. A czy każdy nie pragnie wlasnie akceptacji? Ja mam wrazenie że wszystkim k to głownie chodzi, więc czemu nie Lunowi?
Mówisz? Ja też za bardzo nie mam do tych spraw głowy, a jak już coś mi wpadnie to nie bardzo wiem czy sie nada, także bardzo mi ułożyło.
Hihi, kara będzie bardzo... Oryginalna ;)
Pozdrawiam rownież
Ja też Ci miałam odpisać już parę dni temu, ale najpierw kułam na statystykę, a potem wzięłam do ręki książkę od chemii i piękno redoxów - okropnie dziwnie mi to mówić, ale chyba się uzależniłam od rozwiązywania zadań i olałam Internet na parę dni ;_;
UsuńStara, ja bym nie ściemniała. Wierz mi, że walnęłam Ci tu prosto z mostu każdą rzecz, jaka by mi się nie podobała, bo kurczę konstruktywna krytyka przede wszystkim, o to przecież chodzi, żeby się doskonalić, prawda? :) A więc owszem, jak najbardziej mi się podoba taki, nazwijmy to, powolny rozwój spraw :) Ja jestem osobą, która większą wagę przykłada jednak do emocji i do samej konstrukcji i charakteru bohaterów niż do akcji - wiesz, akcja musi być, wiadomo, ale ciężko jest zachować jakiś złoty środek pomiędzy akcją a dobrym przedstawieniem postaci, a ja stawiam na to drugie, jeśli muszę wybierać. I jest naprawdę ładnie i zgrabnie :) Z resztą, to co powiedziałaś - zgadzam się w stu procentach.
Ja również takiej Lily nie znoszę, ja w ogóle Lily nie znoszę, Twoja jest naprawdę totalnym wyjątkiem - uwielbiam Twoją Lily. Chyba jako jedyną z jakimi się zetknęłam.
Z resztą, argument z Jamesem jest bardzo dobry - ja też tak zawsze myślałam.
Jamesa ogółem też nie znoszę i znów: u Ciebie to wyjątek. Kurczę, okropnie mi się podobają Twoje postacie, ale nie będę się powtarzała po raz setny, bo pewnie robi się to już dla Ciebie nudne xD
Jest dokładnie tak jak mówisz i naprawdę cieszę się, że Twój Remus jest taki, a nie inny. Właśnie ja bym stwierdziła, że potrzeba akceptacji PRZEDE WSZYSTKIM jemu mogła chodzić po głowie.
Mówię - ładnie poszło, na pewno lepiej niż mnie :)
Na to liczę - Minerwa na pewno mnie nie zawiedzie :D
Ooo yaaa... tak długiego rozdziału jak u koleżanki powyżej, to ja jeszcze nie widziałam *.*
OdpowiedzUsuńAle to tak na marginesie...
Cóż, ja w pisaniu takich ogromnym komów nigdy dobra nie byłam, tak jest i tym razem.
Rozdział bardzo mi się podoba... no i James :-). Jak ja kocham chłopaków z charakterem, to sobie nawet nie wyobrażasz.
Fajny pomysł z tym pisaniem godzin, to było fantastyczne jeśli chodziło o wyobrażanie sobie tych scen... a przynajmniej ja tak miałam - scena i nagle taki ekranik z cyframi wskazującymi godzinę.
Pojawiły się błędy, no ale nie czepiajmy się szczegółów :-)
Ogólnie rozdział boski, czekam na kolejny,
SooMin
Ja wiem że nie wszyscy nają czas i ochotę na pisanie takich długich komentarzy, rozumiem to więc sie nie martw ;)
UsuńTaak, ja też kocham takich facetów ;) James wlasnie taki bedzie o to sie nie martw.
Dzięki, to mi wpadło do głowy juz na sam koniec, kiedy juz konczylam ale mi tez sie spodobalo :)
Poprawie ale teraz nie bardzo mam dostęp do komputera więc... Pózniej
Pozdrawiam
Powinnam przepisywac zeszyt do religi z calego semestru, ale czytanie twojego opowiadania jest o niebo ciekawsze:D
OdpowiedzUsuńJak moglas skonczyc w takim momencie?! Po prostu swietnie opisalas ten pomysl z miotlami^^ i jeszcze reakcja Nerwuli, cudnie*-*
Pozdrawiam:)
Ach, jak dobrze że ja nie mam już tego problemu... Po pewnej "ostrej wymianie zdań" zostałam wypisana z religii ^^
UsuńTo służy podtrzymaniu napięcia ;)
Serio? Bo ja sie o to martwilam tzn. że będzie za mało opisów.
McGonagall musi byc, wiadomo :)
Pozdrawiam serdecznie
Czy się podoba? Pewnie, że się podoba. Ciekawe co też Psycholka im wymyśli na tę całą karę. I dlaczego straszy Remusa Dumbledorem? Przecież to normalne, że Lupin przy tej bandzie zachowuje się jak się zachowuje i nikogo to nie powinno dziwić, prawda?
OdpowiedzUsuńTa cała akcja z miotłami była super. Naprawdę mi się podoba :)
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Pozdrawiam :)
Tosh
Cieszę się :D
UsuńDowiesz się, ale na to bedzie trzeba ciut poczekać. Cierpliwości.
Straszą go Dropsem bo to on przyjął bo do Hogwartu łamiąc pare zasad i wszyscy uważają ze powinien byc wdzięczny.
To super, bo ja miałam wątpliwości. Ale skoro sie podobało... ;)
Pozdrawiam rowniez i dzieki za komentarz
Ech. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam et cetera, et cetera...
OdpowiedzUsuńWstyd mi, że tylu rozdziałów nie komentowałam... Na moją obronę mam jedynie to, że mam nawał nauki -.-
Jedźmy od końca.
Ciekawa jestem kary chłopaków. Coś czuję, że podczas niej nastąpi pierwsze zetknięcie Huncwotów z Lily.
Trochę smutno, że "szantażują" Remusa Dumbledorem. Zadowoliło mnie to, że Lily się szczerze uśmiechała. Śmiałaby się jeszcze bardziej z bojącego się miotły Casanovy Hogwartu. Przyznaję rację - nikt nigdy nie powiedział, że Black był w drużynie.
Zastanawia mnie jaką rolę odgrywa Marlena i Alicja...
To chyba tyle. Bendem komentować częściej i więcej.
Tak myślę. :D
Pozdrawiam :P
/D.
Wybaczam ;P
UsuńSpoko, nie pali się, rozumiem mi też w szkole dają popalić, a przeciez jesteśmy tylko ludźmi (poza nauczycielami oczywiście), także nie martw się, teraz rozdział lanowany na Wigilię, to będzie czas ;)
Cóż, wszystko się może zdarzyć... I to dosłownie bo jeszcze nic z tego nie napisałam!
Tak, to troche smutne, ale oni nadal mają nadzieję wpłynąc na pozostałych huncwotów poprzez niego. Naiwniacy... :D
Właśnie, a ja lubię bbyć oryginalna.
To takie przyjaciółki huncwotów, ale nie zostaną zdegradowane tylko do ról epizodycznych.
No, mam nadzieję ;)
Pozdrawiam!
Sorry, że piszę dopiero teraz. Rozdział przeczytałam od razu jak napisałaś mi o nim w komentarzu, ale nie miałam już czasu komentować, bo nie chciałam napisać ci tylko napisać kilku słów w stylu "Hej, fajny rozdział, czekam na kolejny". Więc, w końcu mam chwilę czasu, chociaż też w sumie nie za wiele, ale nieważne, piszę. Ogólnie to bardzo mi się podoba, chociaż nadal pozostanę przy mojej wizji Syriusza, latającego na miotle. Oczywiście nie krytykuję twojego pomysłu i przyznam także, że bardzo podobało mi się to jak opisałaś jego lęk przed lataniem. Co do Remusa, to szkoda mi go. Szczerze uważam, że miał najcięższe życie spośród wszystkich Huncwotów, a u ciebie dochodzi to ciągłe upominanie i straszenie go Dumbledorem. Według mnie to trochę nie w porządku, zwłaszcza, że był Lunatyk był bardzo dobrym uczniem i swoją pilnością udowodnił, że nadaje się by uczęszczać do tej szkoły. Lily też bardzo lubię, cieszę się, że nie zrobiłaś z niej takiej idiotki. Co prawda u mnie niby na razie jest taka, że pewnie wydarłaby się na chłopaków, ale to nie długo się zmieni, ponieważ nie lubię jej takiej. Ale dobra nie spojleruję i nie odbiegam od tematu :) Pomysł z dodaniem godziny też jest przecudowny. Dodaje to swego rodzaju napięcia. Już nie mogę się doczekać jaką to karę wymyśli im McGonagall, ale mogę śmiało założyć, że nie będzie to nic miłego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nn.
Dorcas
Ps. Sorry za taki chaotyczny komentarz, ale nie miałam nawet czasu go drugi raz przeczytać ;)
I zapraszam do mnie :)
UsuńDorcas
O matko, ale masz tempo... wiedziałam, że jestem u Ciebie parę rozdziałów w plecy, ale nie pomyślałabym, że będzie ich aż 9! :o
OdpowiedzUsuń(Niestety baaaaardzo) Powoli pracuję nad nadrabianiem, spóźnialstwo to moje drugie imię, mam nadzieję, że wybaczysz... jak zwykle nie mogę wygrzebać się spod nawału obowiązków, a jak już mam chwilkę, to staram się sama cokolwiek naskrobać.
I w sumie... to nie wiem, czemu pisze ten komentarz :D Chyba tak po prostu, żeby wyrazić swój podziw nad Twoją zabójczą szybkością dodawania kolejnych rozdziałów ;p
Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale wynotowałam parę uwag, więc podzielę się nimi już teraz, bo nie wiem, kiedy znajdę czas na resztę.
OdpowiedzUsuńZacznę od technicznych, bo te zazwyczaj są mniej przyjemne:
Masz nieco niewygodny szablon. Kiedy ktoś, tak jak ja teraz, chce zapoznać się ze starymi rozdziałami, musi sie nabojować z archiwum, którego nie dość, że trzeba się naszukać, jak się kiepsko zna bloga ("moja lista blogów"trochę za bardzo się ciągnie wg mnie), to jeszcze jest w średnio przystępnej formie. I gdybym była oceniającą,to (mimo że z reguły nie zwracam większej uwagi na grafikę),strasznie kwęczałabym Ci za ten nagłówek. Wiem, że czasem znajdzie się jakieś zdjęcie, które idealnie pasuje do naszej wizji i nie chcemy go oddać za żadne skarby, ale rozpikselowanie tej grafiki naprawdę kole w oczy i może odstraszać potencjalnych czytelników.
W rozdziale drugim na samym początku piszesz, że Dorea z nostalgią wspomniała swoją urodę, co od razu ukłuło mnie w oczy, bo w szkole na polskim do łba mi wbijali zawzięcie, że "nostalgia" to tylko i wyłącznie tęsknota za krajem/ojczyzną. Ale z kolei zaglądając na wiki, widzę, że na dwoje babka wróżyła, więc nie chcę się przemądrzać i lepiej to zostawię :D
Ponadto strasznie ciężko czyta mi się tak sformatowany tekst. Już mniejsza o wyrównanie do lewej, ale poza tym szaleją Ci interlinie, nie ma wcięć przy rozpoczynaniu nowych akapitów... ja wiem, że to tylko kosmetyczne zabiegi, ale myślę, że bardzo umiliłabyś czytelnikom odbiór, gdyby np. trzy akapity nie wyglądały jak jeden pisany ciągiem :p (Tzn teraz widzę, że w późniejszych rozdziałach wygląda to lepiej, ale komentarz pisałam na bieżąco i te uwagi zanotowałam akurat będąc cały czas na początku drugiego rozdziału).
W "dwójce" na samym końcu swoje słowa kierowane do czytelników zapisałaś zupełnie tak, jakby były one dalszym ciągiem rozdziału. To powinno być jakoś wizualnie wyodrębnione od reszty. (ale znów: w dalszych rozdziałach widzę, że jest już ok :D)
Z praktycznych [uwag], z reguły bardziej przyjemnych:
Zabiłaś mnie trzecim rozdziałem. Lily molestowana? W życiu, nigdy, przenigdy bym na to nie wpadła. I przyznam, że całkiem nieźle poradziłąś sobie z tak trudnym opisem. Może pochwał za ten fragment byłoby więcej, ale byłam za bardzo zszokowana, by przyglądać się jego technicznej stronie, jak babcię kocham. No... sama nie wiem, co o tym myśleć.
Jakim cudem Evans i Huncwoci nie znali się aż do piątego roku, będąc rówieśnikami w jednym domu? :o
Ojej, i jest też Dorcas Meadowes... ona jest... wszechobecna. Ta kobitka ma w sobie ogromny potencjał, ale mam wrażenie, że bardzo niewielu autorów opowiadań potrafi to wykorzystać, życzę Ci, żebyś sobie poradziła z tą postacią. ;)
Piszę teraz z perspektywy przeczytania siódmego rozdziału i nasuwa mi się taka myśl, że tak naprawdę niewiele wiem o Twoich bohaterach, a to już siedem rozdziałów! Ok, znam przeszłość Lily, znam historię Jamesa... ale czegoś mi tu brakuje. Gdyby nie fakt, że czytam o tych postaciach od jakichś 10 lat, gdyby byli to dla mnie nowi bohaterowie, pewnie wszyscy strasznie by mi się mylili. Mimo Twoich obrazowych opisów, każdy zachowuje się podobnie, ciężko ich poznać.
Gdybym miała teraz jednym zdaniem podsumować swoje wrażenia na temat opowiadania, to brzmiałoby to mniej więcej tak: "Z rozdziału na rozdział coraz lepsze opisy, ale wciąż trochę szarpana i momentami chaotyczna fabuła". I przyznaję, że na razie trochę ciężko mi się wciągnąć, głównie przez to, że chwilami gubiłam się w tym, co się dzieje. ale zobaczymy, co tam wykombinowałaś dalej ;)
Na dzisiaj to by chyba było na tyle, trzymaj się i piszpiszpisz! :) I oczywiście życzę Wesołych Świąt! :D
I wiesz, jeszcze tak od strony czytso "ludzkich rad" :D chcę Ci coś powiedzieć. Po prostu jako... hm, nazwijmy to "bardziej doświadczona" koleżanka radziłabym Ci tak nie przejmować się komentarzami. A w zasadzie ich ilością, bo wartość merytoryczną zawsze należy sobie brać do serca. Wiem, że czytelnicy są ważni, wiem, że początkującemu autorowi bardzo na nich zależy i serce się kraja, kiedy widzi brak opinii pod swoim urodzonym w trudach dziełem, ale... ogłoszenia typu "jak nie będzie więcej komentarzy, nie będę na razie publikować kolejnych rozdziałów" są raczej kiepsko postrzegane. Mało poważnie. Rób swoje, staraj się rozpularyzować opowiadanie, jeśli masz na to czas, ale nie zdradzaj się z tym, jak bardzo zależy Ci na komentarzach, bo mnie osobiście przypomina to popularną erę żebrania o "komcie" jeszcze na Onecie :D Może wrto byłoby rozejrzeć się za jakąś ocenialnią i posłuchać porad? W przypadku początkujących zazwyczaj jest to fala krytyki, mnie samą niejednokrotnie zjechano od góry do dołu, ale myślę, że każdemu to jest potrzebne. A jeśli zdobędziesz uznanie oceniającego - prawdopodbnie tym samym zdobędziesz czytelników, którzy zaglądają na daną ocenialnię.
UsuńKurczę, dwie notki do tyłu...Ale szybko nadrobiłam! :) Jednak Huncwoci! Jak ja ich kocham <3 James jest moim mężem, nieważne co powie na to Lily. Ech, zdolne z nich bestyjki. Tyle ludków porwać? I jeszcze te fajerwerki :3 Dlaczego ja nie chodzę do Hogwartu no! ;________________;
OdpowiedzUsuń[blake-hogwart] - NN - Rozdział I
[street-of-broken-dreams]
Hej! Weszłam do Ciebie przypadkiem, a że Twoja historia dotyczy czasów Lily i Jamesa, więc wdrążyłam się w Twoje opowiadanie, sprawdzając o czym piszesz. Widzę, że wykreowałaś trochę brutalną przeszłość dla Lily, ale... kiedyś w myśloodsiewni Harry zauważył jedno wspomnienie Snape, gdzie był ganiony przez ojca, więc może i faktycznie mogło być podobnie z Lily? Ciężko to stwierdzić, ale punkt dla Ciebie za oryginalność. Gdzieś wspomniałaś, że ona tak naprawdę nie powierza tajemnic swoim koleżanko, ale czy Snape wiedział, jakich ma rodziców? A właściwie, co robił jej ojciec? Dlaczego ona nie powiedziała prawdy kuratorowi? Liczyła, że coś się zmieni, że chciała po prostu wyjechać czy bała przyznać się do tego? Bo co by powiedział, zrobił, jakby dowiedział się, że ona wszystko wyznała? Jaki tak naprawdę był powód? I dlaczego ich matka nic nie zrobiła? Wolała, aby jej dziecko było krzywdzone? Podobało mi się, jak przedstawiłaś relacje Snape'a i Lily. Większość zazwyczaj tak się na tym nie skupia albo opisuje moment, kiedy on już ją nazwał szlamą. Trochę, jednak namieszałaś mi z Potterem i Blackiem. Na początku myślałam, że oni mają po te jedenaście lat, ale w kolejnym fragmencie, jak już szykowali się do szkoły... nadal tak samo się zachowywali. Dla mnie trochę, jednak za dziecinie, jak na ich wiek. Nawet, jak na nich ;p. Zastanawia mnie, jak oni porwali tych pierwszoklasistów? Jakim sposobem? Przecież zazwyczaj (chyba) odwoził ich Hagrid. Chociaż... nie jestem pewna czy oni nie mieli ze sobą, jakichś układów? No nie wiem. Trochę też zastanowiło mnie to, że James był tak mocno zdziwiony zobaczeniem Lily. Wtedy, aż musiałam zobaczyć w internecie czy oni naprawdę tak późno się poznali? No cóż, widocznie moja pamięć ma sklerozę. Tylko, że Evans doskonale ich znała. Czasem też oceniam po pozorach. Zazwyczaj są błędne i potem tego żałuję. W sumie to ciekawe, jak oni się poznali. Znaczy, jak poznał się Remus z Peterem i Severusem czy Jamesem. W końcu, a zwłaszcza Peter i Remu mają trochę inne charaktery. Jeżeli chodzi o Twoje ogólne pisanie i błędy, to ja radziłabym zobaczyć w słowniku, gdzie wstawia się przecinki, choć też mam trochę z nimi problemu. Czasem mam ochotę wstawiać je, co kilka słów ;P. Podobał mi się ten rozdział, a zwłaszcza to, jak było takie odliczanie. Pamiętam swoje początki blogowania i były straszne ;D. Z wiekiem styl pisania się jakoś poprawia, bo właśnie mamy wprawę w tym pisaniu. Jeszcze ten o ogóle, to trochę faktycznie wolno rozkręcasz się z akcją. Pamiętaj też, aby nie pisać na siłę, bo sama jesteś potem na to zła i obiecujesz, że następny będzie lepszy. Skoro piszesz i to publikujesz, to powinno być to dla Ciebie coś przyjemnego, coś z czego, choć trochę jesteś zadowolona, a nie "zapchajdzira" ;p.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;) w-głab-wyobrazni
Hej :) zapraszam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńDorcas
Hej napisałaś na moim blogu ze pobrałaś mój szablon dlatego tu jestem. Nie mam z Tobą żadnego kontaktu więc piszę tutaj. Żeby szablon wyglądał lepiej poszerzyć sobie bloga takim suwaczkiem (jesteś na głównej stronie bloga-> szablon-> dostosuj-> dostosuj ustawienia szerokości) to sprawi że tabela z postami będzie szersza. Jeżeli chcesz skasować ten biały napis to wgraj w miejsce na nagłówek "przezroczysty nagłówek" Jeżeli jeszcze wygląd szablonu nie będzie idealny napisz do mnie a namiary znajdziesz w zakładce kontakt
OdpowiedzUsuńJa wiem, że można poszerzyć. Problem w tym, że jeśli to zrobię nie widac połowy posta, więc wolę już tak
UsuńTeraz nie jest ucięte (przynajmniej u mnie ) Jeżeli chcesz to zmienię wartości w kodzie
UsuńKiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?
OdpowiedzUsuń