środa, 16 października 2013

Rozdział II


      "Mimo wszystko chcemy osiągnąć perfekcję, a i tak napotykamy dziury i wyboje"
          Dorea Potter, mogła powiedzieć, że miała bardzo udane życie. Urodzona w szlacheckiej rodzinie z tradycjami, od dzieciństwa  rodzice uświadamiali ją co do jej wysokiej pozycji w świecie czarów. W młodości była piękną dziewczyną. Piękną i świadomą swojej urody, której zresztą trochę jeszcze zachowała pomyślała, wzdychając z nostalgią. Miała szczęście, że dostała się do Slytherinu. Kiedy o to chodziło jej rodzina była bardzo zasadnicza. Szlamy i mugole stanowili dla nich odrębny gatunek, do którego można odnosić się uprzejmie, ale z dystansem. Nie mieli ochoty ich prześladować ani tępić, w każdym razie dopóki Voldemort ich do tego nie popchnął. Ale to wydarzyło się już później. Mniej więcej z tego powodu została aurorem. Nie popierała jego teorii i nie chciała zabijać mugolaków, a taka praca usprawiedliwiała jej działania przeciw Czarnemu Panu. Tak przynajmniej tłumaczyła to rodzinie, która nie wspierała planów Dorei. A jej zdanie było takie, że życie to życie, i nieważne czyje, ani jak przeżywane, stanowi rzecz świętą. Później, już na szkoleniu, poznała Charlusa. Przystojny, bogaty, dobrze urodzony i co najważniejsze, miał czystą krew. Jej rodzina nie miała się do czego przyczepić, choć nie dało się ukryć, że kręcili nosem na wpuszczenie do rodziny GRYFONA. Ale młoda Blackówna kochała swojego narzeczonego, a jej rodzice, wbrew pozorom kochali ją, więc się nie sprzeciwiali. Później ona i Charlus się pobrali. To byłą piękna uroczystość, „ślub roku”, jak go wszyscy nazywali. Później, już jako pani Potter, urządzała ich dom. Luksusowo, ale bez zbytniego przepychu. Ani ona, ani jej mąż, nie chcieli by ich dzieci wyrosły na aroganckich i zadzierających nosa snobów. „Jak Blackowie”, przeszło jej wtedy przez myśl. Niedługo potem, okazało się, że dzieci to jedyna rzecz w jej życiu, w której szczęście jej nie dopisywało. Po długich pięciu latach starań, kiedy przekroczyła już trzydziestkę, obydwoje stwierdzili, że najwyraźniej gromadka dzieci, nie jest ich przeznaczenie. Lecz Dorea i tak płakała po nocach, tęskniąc za tupotem małych nóżek w ich domu, który nagle zrobił się za duży i za pusty. To przytępiło jej zapał, z jakim do tej pory wykonywała swoje obowiązki aurora. Wtedy tego nie wiedziała, ale z pewnością miała depresję. Wyszła z tego obronną ręką, jak ze wszystkich innych życiowych prób, ale chociaż chęć życia jej wróciła, choć wiedziała, że ma dla kogo żyć, tęsknota za dzieckiem nie zmalała. I znów szczęście się do niej uśmiechnęło. Tym razem szczęście miało imię. Nazywało się James Charlus Potter. Oszaleli na jego punkcie i mimo wcześniejszych rozmów, na temat rozsądnego wychowywania dziecka, nie potrafili niczego mu odmówić. James chce słodyczy? James dostanie całą skrzynię. James chce miotłę? James dostanie najlepszy model. I tak dalej, i tak dalej, przez całe jedenaście lat, aż nadszedł czas wyjazdu do Hogwartu. A wtedy znowu zaczęły się schody. Dobrze pamiętała jak dumni byli z syna, który podobnie jak cała rodzina jego ojca dostał się do Gryffindoru. Z Walburgą było jednak inaczej. Nie mogła zrozumieć, jak ona, Dorea, może pozwolić, by jej własne dziecko zostało wkręcone w ten chory spisek Tiary Przydziału, która na pewno się pomyliła. Przecież to tylko czapka! A zarówno Syriusz, jak i James to krew z krwi Blacków, i nie mogli zostać przydzieleni do TAKIEGO domu. Oczywistością było to, że ten stary łach, chciał zmniejszyć liczebność ślizgonów, albo z innego, równie przykrego powodu.

 - Nie pozwolę by ten świr Dumbledore i ta stara czapka, przekreślali możliwości mojego syna! - grzmiała, przedstawiając pani Potter swój punkt widzenia.

          Dorea była zdania, że młody Syriusz, jest w istocie urodzonym gryfonem, ponadto, odziedziczył akurat te cechy Blacków, które nie pozwalały innym ograniczać go w jakiejkolwiek dziedzinie. Nie powiedziałaby, żeby uważała go za rozsądnego i odpowiedzialnego towarzysza zabaw dla James'a, niemniej, chłopcy bardzo się polubili i na pewno razem było im raźniej. Ale gdy wyraziła swoje zdanie, jej siostrzenica spojrzała na nią z niesmakiem i odparła:

 - To jawna dyskryminacja, nas czystokrwistych , na rzecz tych parszywych mugoli. Jutro koniecznie porozmawiam o tym z Dumbledorem i tobie radze zrobić to samo. - powiedziała i wyszła.

          Oczywiście, nic nie wskórała. Pogromca Grindewalda, nie był kimś, kogo można było zastraszyć, a wizyta Walburgi, prawdopodobnie tylko go rozbawiła. Tak, czy tak, obaj chłopcy zostali w Gryffindorze. Bóg jej świadkiem, że o ile oni dobrze się bawili, o tyle jej na pewno ubyłoby zmartwień, gdyby ich przydział był inny. Właściwie, pomyślała zaniepokojona nagle Dorea, siedzą dzisiaj podejrzanie cicho. Spojrzała na Charlusa, który właśnie wszedł do pokoju.

 - Byłeś zobaczyć co robią chłopcy?

          Mąż spojrzał na nią zaskoczony jej natarczywością.

 - Ach, siedzą u James'a w pokoju i czytają.

 - Sobie czytają? Tak z własnej woli? - zapytała bezgranicznie zdumiona.

          Jest źle, jest bardzo, bardzo źle. Ta podejrzana cisza plus ich „czytanie”? To musiało skończyć się katastrofą. Mężczyzna najwyraźniej pomyślał o tym samym, bo wstał niemal w tym samym momencie co ona. Popatrzyli na sobie z rosnącym niepokojem.

 - BUUM! - niesamowicie głośny dźwięk wypełnił powietrze.

          Wtedy usłyszeli kroki na schodach, a do urządzonego w starym stylu salonu, wpadła dwójka czarnowłosych nastolatków.

 - Mamo! - powiedział jeden z nich, ten z rozczochranymi włosami – Jak ty pięknie dzisiaj wyglądasz!

          Pani Potter spojrzała na syna sceptycznie. Jeśli myśli, że da się na to nabrać, to poważnie jej nie docenia.
- Tak, zrobiła pani coś z włosami? Bo wyglądają świetnie i...

 - Dość – Charlus przerwał dopiero co rozpoczęty monolog Syriusza i spojrzał na chłopców.

          Dorea, kierowana odruchem usprawiedliwienia męża, próbowała przekonać sama siebie, że on prawdopodobnie chciał być surowy i utrzymywać dyscyplinę. Po prostu coś mu nie wychodziło. Tak, to na pewno dlatego na jego twarzy wciąż gości ten bezczelny uśmiech, zupełnie jakby był dumny z syna i tych jego ciąg łych żartów, szlabanów i... Och, kogo ona próbuje oszukać? Jeśli ktoś w tym domu ma wprowadzić jakąkolwiek dyscyplinę to ona i tylko ona.

 - Kochani. - zaczęła słodkim głosem, uśmiechając się do nich. - Co się stało?

          „Kochani”, spojrzeli po sobie zdenerwowani. Oni już dobrze znali te sztuczki. Będzie szczebiotać przesłodzonym głosem, uśmiechać się tymi mającymi dodawać otuchy, matczynymi uśmiechami, po to, żeby wyśpiewali jej wszystko i to jeszcze z rozradowaną miną, a wtedy, bam! Zacznie się piekło. Jeśli chodziło o ich kawały, zdecydowanie woleli rozmawiać z panem Potterem. On przynajmniej nie był tak utalentowanym aktorem.

- Och, no... Eee... Cóż, my... – zaczął James.

 - Czytaliśmy! - młody Black wszedł mu w słowo, uśmiechając się zadowolony.

          Brwi kobiety gwałtownie uniosły się do góry. Czytali. A więc tak chcieli grać.

 - Och, dajcie spokój chłopcy, mamy taki piękny słoneczny dzień. Wyjdźcie na dwór, a ja w tym czasie, sprawdzę co się stało tam na górze. To naprawdę niepokojące...

          Uśmiech natychmiast zszedł z twarzy Syriusza, natomiast Charlus zaniósł się atakiem udawanego kaszlu, natychmiast poważniejąc, po ostrym spojrzeniu jakie posłała mu żona.

 - Ja... Muszę, znaczy... Eee. Ktoś puka! - po czym szybko opuścił pokój.

          Dorea przewróciła oczami. I pomyśleć, że to on, jako jedyny w grupie aurorów, miał lepszy wynik na szkoleniu niż ona! Skandal. Ale nie o to tu teraz chodziło. Odwróciła się w kierunku dwójki młodych gryfonów, idealnie trafiając na moment, w którym mieli schować się pod peleryną niewidką.

 - Można wiedzieć co robicie?

          James podskoczył zaskoczony. Że też Syriusz tak marudził o te włosy. Przecież za chwilę i tak wrócą do swojego normalnego, nonszalancko ułożonego stanu!

 - Nic.

          Pani Potter pokręciła głową. To naprawdę zaczynało się robić męczące.

 - Accio – powiedziała, spokojnie wpatrując się w napięte twarze nastolatków.

         Nagle z dłoni młodego Blacka wyleciała książka w ładnej, skórzanej oprawie. Dorea przyjrzała się dokładnie okładce i spojrzała na chłopców z mieszaniną irytacji i rozbawienie.

 - Huncwoci przedstawiają: Sto różnych sposobów na pozbycie się ślizgona – przeczytała głośna, ignorując ich zadowolone z siebie miny.

 - Byliśmy przy sto pierwszym, ale dodaliśmy za dużo wyciągu ze sklątki wybuchowej i to, no...

 - Wybuchło! - zawołał James, przerywając przyjacielowi.

          Kobieta musiała użyć całej swojej siły woli żeby powstrzymać śmiech. Och, oczywiście , to było dziecinne. Ale przecież jeszcze nie byli dorośli, i też potrzebowali czasem odreagować. Z drugiej strony, eksperymentowali w domu z niebezpiecznymi substancjami, i to na dodatek eksperymentowali od jakiegoś czasu, wnioskując z liczby stron, jaką zawierała książka. Tak, kara zdecydowanie im się należy. W końcu mogli sobie coś zrobić!

 - No cóż, skoro tak bardzo lubicie pisać, chłopcy, to mam dla was świetne zajęcie. Ostatnio dostałam tyle zaproszeń na przyjęcia, naprawdę, sama nie wiem czy oni naprawdę sądzą, że dam radę się z tym wszystkim wyrobić? W każdym razie, napisanie odpowiedzi, na pewno będzie świetnym ujściem dla waszej kreatywnej energii.

          James posłał matce ponure spojrzenie, po czym razem z Syriuszem skierowali się do biblioteki. A Dorea znów usiadła w fotelu. Tak, jej życie było idealne. Miała kochającego męża, syna, piękny dom i świetną pracę. A teraz nawet nie będzie musiała odpisywać na ten stek bzdur, od dobrych kilku tygodni, zaśmiecających jej biurko!



***

          Rogacz, podobnie jak Syriusz, trzymał głowę zwieszoną przez całą drogę do biblioteki. Bali się, że jakiekolwiek podejrzenie z jej strony, ześle na nich dużo surowszą karę, zdenerwowana pani Potter, miała zdecydowanie za dużo wspólnego z profesor McGonagall. Tak więc chłopcy utrzymywali swoje potulne miny, dopóki nie doszli na miejsce. Jednak gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, chłopcy zanieśli się śmiechem ulgi.

 - Dobrze że nie zobaczyła twojego pokoju! - wydusił z siebie Black, pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.

          James spojrzał na niego, uznając, że pomija najważniejsze.

 - Dobrze, że nie wie NA KIM, ćwiczyliśmy ich skuteczność.

          Spojrzeli po sobie i przypomniały im się chwile spędzone na „testowaniu” ich osławionych produktów. Po chwili znowu nie mogli powstrzymać się od śmiechu, tak Snape z nosem świni, cały dzień zanoszący się – dosłownie – rykiem, zdecydowanie był widokiem wartym zapamiętania.

 - Eee tam. I tak nie wyglądał gorzej niż zwykle. W zasadzie – Łapa parodiując zamyślenie przyłożył palec do ust – myślę że powinien nam podziękować. Rozumiesz, dzięki nam jego powodzenie na pewno wzrosło.

          Kiedy ich nieoczekiwany napad wesołości się skończył, dopadła ich ponura rzeczywistość. Przecież cały czas, musieli odpisać na te cholerne kartki! Zrezygnowani spojrzeli na stół, na którym piętrzyło się na najmniej kilka tuzinów różnej wielkości i koloru kartek. Nie mogli nawet użyć samopiszących piór! Ale, pomyślał nagle James, mieli coś o wiele lepszego.

 - Krostek! - zawołał, a przed nim aportował się domowy skrzat, w białej todze. - Pomógłbyś nam? Opisz na te listy. Zawołaj nas jak skończysz, i pamiętaj:mama nie może się o niczym dowiedzieć!

          Nie czekając nawet na odpowiedź, wyszedł z pokoju ramię w ramię z Syriuszem, który rozglądał się jednocześnie, czy gdzieś nie czai się pani Potter. Wszystko było tak jak powinno być. Wakacje, odpoczynek, najlepszy przyjaciel u boku i dopracowywanie ich słynnej „Księgi”. Nie mogło już być lepiej.
 
No i jest rozdział drugi! Osobiście sądzę że jest nudny, ale chciałam pokazać wam życie obojga głownych  bohaterów. Czy mi wszło? Nie jestem pewna, ale jakoś mi się to nie podoba.
Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że to moje absolutnie pierwsze opowiadanie, więc jeśli jest coś, czego tu wam brakuje, to piszcie! Jeszcze się w tym wszystkim nie zorientowałam i nie powiniście liczyć na to, że sama się domyślę.
Pozdrawiam, Malin.

15 komentarzy:

  1. Kiedyś składałaś zamówienie na szablon u pewnej szabloniarki z dziewczyną o rudych włosach. W mojej najnowszej notce właśnie pojawił się taki szablon może Ci się on spodoba. Jeśli tak i będziesz chciała go pobrać napisz o tym w "pobranych" i wstaw button na swojego bloga. Link do nitki: http://szablonovo.blogspot.com/2013/10/rudowosa.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... Powiem szczerze, rozdział nie należał do najlepszych. Nie był zły, ale uważam że pierwszy był o wiele lepszy. Pomysł na blog też jest ciekawy i oryginalny. Ale ten rozdział... Po prostu nie! Reakcja James'a i Syriusza jakaś taka sztuczna. A patrząc na prolog i rozdział pierwszy widać że stać cie na wiecej. Mam nadzieję że to tylko chwilowy brak pomysłów czy weny.
    Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi ten rozdział tez za bardzo nie leży. Jakiś taki dziwny jest. O wiele lepiej pisze mi sie te z Lily w roli głównej. Po prostu łatwiej. A co do weny... Wena jest, tylko komentujacych brak, a dla siebie tego nie pisze. Dla siebie mogłabym pisać w zeszycie. Aha, dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  3. Jeszcze nie ma kolejnego rozdziału?! No prosze dodaj nowy rozdział. Ja tu nie wytrzymam. Poza tym, moze skomentują kolejny rozdział. Więc proooooosze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż. Chyba mogłabym ten raz nagiąć zasady skoro tak ci zależy ;) Jednak chciałabym jeszcze trochę poczekać z tym rozdziałem, bo może ktoś się zmobilizuje i skomentuje. Jeśli sytuacja się nie zmieni postaram sie dodać w okolicach poniedziałku. Ale naprawdę zależy mi na tych komentarzach i czwartego rozdziału nie opublikuje zanim nie dostanę tych kilku komentarzy. Tylko trzy czy cztery serio!
      PS. Nie masz pojęcia jak to fajnie widzieć takie komentarze!

      Usuń
    2. Mobilizuje się i komentuję. Hurrraaaa!!!
      Nie no... wow! Zakochałam się w rozdziale pierwszym. Był tyki ekscytujący i tajemniczy. Dwójka trochę gorsza, ale tylko trochę.
      Czekam na NN
      Weny :*

      Usuń
    3. Dzięki za komentarz!
      Tak mi tez dwójka sie nie podoba. Nie dość że pisana na szybko to jeszcze bez żadnego konkretnego pomysłu... Porażka! Dlatego tyle zwlekam z kolejnym żeby nie powtórzyć tego błędu. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Damn, teraz to ja cierpię, że nie podałaś mi wcześniej adresu! (Tak, wiem, mogłam go znaleźć poprzez Twój profil, ale naprawdę nie ogarniam jeszcze do końca tego systemu, więc to i tak cud, że w ogóle tu trafiłam)
    Ja Cię chyba zaskoczę, bo mnie o dziwo bardziej podobał się ten rozdział. Tak, niewiele się w nim dzieje, owszem, ale jest tak przesympatyczny, tak optymistyczny i co najważniejsze, pokazuje Syriusza, Jamesa i jego rodziców z tak przekonującej, naturalnej i prawdopodobnej strony, że aż jestem w szoku. Naprawdę pięknie udało Ci się to napisać.
    Poprzedni rozdział też był, naturalnie, bardzo dobry. Masz bardzo ładny język, chociaż literówki się zdarzają, ale to wiadomo, każdemu się przytrafia. Piszesz piękne, plastyczne opisy, które pozwalają mojej wyobraźni się radować i bez trudu mogę sobie wyobrazić właściwie każdą scenę w najdrobniejszych nawet szczegółach, pomimo że wcale ich nie opisujesz. I jeszcze jedna ważna kwestia, widzę, że wzięłaś się za bardzo trudny temat (odnośnie dzieciństwa i rodziny Lily). Łatwo jest przesadzić z tragizmem i patosem pisząc o czymś takim, chociaż po tym, co przeczytałam do tej pory sądzę, że mam powody założyć, że Tobie to nie grozi. Póki co, wszystko było ładnie (no, ładnie technicznie, bo nie można powiedzieć o takiej sytuacji nic ładnego), chwytało za serduszko, ale bez niepotrzebnego lania wody i patosu, bez niepotrzebnego dramatyzmu i brutalności scen/opisów. Doceniam to i bardzo Ci chwalę, bo to naprawdę nie jest łatwy orzech do zgryzienia.
    Żałuję, że wpadłam tu dopiero teraz. I mam nadzieję, że nie zawiesisz broń Boże tego bloga, bo masz naprawdę świetny potencjał na wspaniałą historię. Będę tu zaglądać, bez dwóch zdań.
    Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział, bo z tego co widzę jestem tą wymaganą czwartą komentującą :3
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jesteś czwarta i chyba ty najbardziej mnie zmobilizowałaś! Co do adresu to nie chce spamować pod postami, a dałam adres do tylu spamowników, że już sama sie gubię. Powiem szczerze: publikując to nie spodziewałam sie tylu pozytywnych opinii. To jest mój zupełnie pierwszy blog i trochę się bałam że wyjdzie ze mnie brak wprawy ;) Jeśli chodzi o potencjał to też sama jakoś tego nie widzę ale z reguły jestem nastawiona krytycznie. Kończę już i idę pisać (ale może zajrze jeszcze na ten twoj nowy rozdział)
      Pozdrawiam ;>

      Usuń
    2. Uhuhu, no ja zapraszam do siebie :D
      Ponoć jestem wzorem konstruktywnych komentarzy , tak mi przynajmniej powiedziano na forum Hetalii i fanfiction.net, a tam to już jest coś, bo muszę pisać takie eposy po angielsku ;_;
      Cieszę się, że mogłam dać Ci przysłowiowego kopa, bo naprawdę uważam, że jest po co Cię motywować. Wiesz, nie wiem, do czego Twoja historia zmierza, to na temat fabuły się jeszcze nie wypowiem, ale kurczę, tak mnie urzekłaś sposobem, w jaki piszesz, tym jak zachowujesz umiar we wszystkim, co opisujesz i próbujesz przekazać, jak naturalnie i trafnie przychodzi Ci opisywanie odczuć bohaterów... Kurczę, chyba wystarczającym dowodem tego będzie, jak powiem ŻE NIE ZNOSZĘ LILY EVANS I CIESZĘ SIĘ, ŻE UMARŁA, ale u Ciebie naprawdę odczuwam do niej jakieś cieplejsze uczucia. Może dlatego, że serwujesz nam ją tutaj do bólu ludzką, a nie taką wyświęconą pod niebiosa, jak Rowling. Lubię postacie niedoskonałe, z wadami, bo są naturalne, i kiedy autor o tym pamięta, to naprawdę jest już 90% sukcesu. Kurczę, no co ja jeszcze mogę powiedzieć - pisz, bo czekam niecierpliwie. I szykuj się na naprawdę długie komentarze ode mnie :3

      Usuń
    3. Wow. Ale mi słodzisz ;) Nie żebym miała coś przeciwko, ale naprawdę się tego nie spodziewałam! Mówisz o tym jak ja wszystko wspaniale opisuje a ja po prostu myślę jak mi samej się to czyta i czy jest realistyczne. I zgodne z wizją oczywiście. Tak więc bardzo ci dziękuje i spodziewaj sie jutro nowego rozdziału ;>

      Usuń
    4. Powiem Ci po prostu bardzo kolokwialnie: czytam w Internecie tyle gówna, że naprawdę Twój tekst to jest miód dla moich oczu (tak się w ogóle mówi?). Mnie się podoba, ot, tyle :) Dobrze się czyta, ładne napisane i to jest najważniejsze :)
      Czekam, czekam :)

      Usuń
  5. Podoba mi się. ; ) Czuję, że nie będzie to typowa historia Lily i Jamesa, jakich pełno. Na razie szczególnie przypadł mi do gustu sposób przedstawienia Evans - dziewczyny z trudną przeszłością.
    Pozdrawiam
    ~Obliviate

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Ja osobiście zawsze lubiłam Lily, ale przeszkadzał mi sposób w jaki wszyscy ją przedstawiają. Strasznie sie cieszę że spodobał ci sie moj pomysł to motywuje ;)

      Usuń
  6. Ale fajny rozdział (nie zgodzę się z tym, że był gorszy) początek mi się baaaaardzo spodobał :) tutaj już się nie pogubilam ;)
    okej spadam dalej czytać papa ;D
    ~CKW

    OdpowiedzUsuń